Spencer jest tytanem pracy, zawstydza podzielnością uwagi i ilością srok ciągniętych za ogon. Szerokiemu odbiorcy jego w 1/8 inuicka (chyba zmyślam) twarz znana może być ze wspomnianego już kilka postów wcześniej Wolf Parade, któremu wespół z Danem Boecknerem udzielał głosu, zdolności kompozytorskich i instrumentów klawiszowych. A jeśli kopać głębiej, jest też siłą sprawczą projektów Fifths of Seven, Frog Eyes (wspaniałego!), Swan Lake (do którego rękę przyłożył wzmiankowany poniżej Dan Bejar aka Destroyer) i solowego Moonface.
Sunset Rubdown również rozpoczęło swe istnienie jako solowa inicjatywa Kruga, wkrótce przerodziło się jednak w kwartet.
Przyświeca im idea nieustannego eksperymentu z dysharmonią, szerokim instrumentarium i improwizacją, a smaku zawsze dodają teksty Spencera, na zmianę epickie i symboliczne, i jego niepowtarzalny wokal.
Sunset Rubdown ma na koncie cztery albumy (z których największą estymą darzę Random Spirit Lover z 2007), a także wizytę na dwóch koncertach w Polsce. Ten krakowski odbył się w nieprzychylnych rozrywkowym nastrojom wnętrzach Centrum Manggha, lecz nawet stukot obcasów na muzealnej posadzce nie zdołał umniejszyć emocji i zachwytów. Jak to mówią czołowi dziennikarze pism mainstreamowych: prawdziwa muzyczna uczta.
Oczywiście w finale powinna znaleźć się serdeczna zachęta, by skorzystać z ewentualnie nadarzającej się w przyszłości okazji zobaczenia Spencera i spółki na żywo, jednak na przeszkodzie staje sen spędzająca z powiek przerwa w działalności ogłoszona przez zespół pod koniec zeszłego roku. Kiedy wrócą? Któż to wie. Czekam w napięciu.
Dlatego zakończę tandetnym teledyskiem do rozbudowanego utworu zamykającego album Dragonslayer. Powodem, dla którego wybieram teledysk tandetny, jest fakt, iż to jedyne oficjalne video w dorobku tej tajemniczej grupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz