poniedziałek, 28 marca 2011

Juno Awards rozdane

Ach, cóż to była za noc. A właściwie dwie. W Toronto odbyło się jubileuszowe, czterdzieste rozdanie najważniejszych nagród kanadyjskiego przemysłu muzycznego - Juno Awards. Ogrom kategorii, setki prężących się na czerwonym dywanie artystów i kolejne potwierdzenie faktu, że wśród licznych rzeczy, których Kanadzie zazdrościć należy, są jej muzycy.

Rzeczą wiadomą jest, że nic tak nie cieszy, jak wysoka oglądalność - także prezesów kanadyjskich telewizji. Dlatego gala została podzielona na dwie części: w nocy z soboty na niedzielę odbyło się wręczenie nagród w tych (rzekomo) mniej medialnych kategoriach - i to nie doczekało się transmisji - wielkie nazwiska zaś miały swoje pięć minut w niedzielny wieczór. Klucz, według którego zadecydowano o istotności poszczególnych kategorii, pozostaje cokolwiek dyskusyjny, lecz nie mnie zgłębiać tajemnice kanadyjskich słupków oglądalności.

W SOBOTĘ wręczono na przykład statuetkę w ważnej kategorii Alternative album of the year - nie jest zaskoczeniem zwycięstwo The Suburbs autorstwa Arcade Fire.

(Arcade Fire - The Suburbs, reżyseria Spike Jonze)


O ile jednak Arcade Fire można usłyszeć w radio pod każdą długością geograficzną, o tyle już zapoznawanie się z wykonawcami nominowanymi w kategorii Aboriginal album of the year jest zajęciem niecodziennym. Statuetkę odebrała formacja CerAmony, grupa wywodząca się z plemienia kanadyjskich Indian Kri.



Sobotniej nocy wręczono też nagrodę za Electronic album of the year, a otrzymał ją Carobou za album Swim, a wspominam o tym, gdyż to artysta bardzo w Polsce doceniany i już niedługo przydarzy się okazja, by zobaczyć go na żywo, gdyż będzie gościem tegorocznej edycji festiwalu Open'er.

Na uwagę zasługuje też kategoria Video of the year - tutaj nagrodzono Kyle'a Davisona za teledysk to kawałka Perfect w wykonaniu grupy Hedley (sam utwór powoduje najwyżej ból zębów, wysoka ocena teledysku też raczej dyskusyjna, lecz warto obejrzeć dla spokoju sumienia).



A potem przyszła NIEDZIELA i w świetle fleszy i czułych objęciach kamery faktem stało się, że w tym roku Arcade Fire nie da nikomu szans na odebranie sobie całego szeregu tytułów - Album of the Year, Songwriter of the Year, Group of the Year - to wszystko należy do nich. Niewiele w tym zaskoczenia: abstrahując od faktycznego poziomu The Suburbs na tle ich poprzednich dokonań, AF byli prawdziwą gwiazdą minionego roku. Fala zachwytów przetoczyła się przez łamy niejednego pisma i prawdą jest, że żaden kanadyjski artysta nie narobił ostatnio tak wielkiego szumu na światowych rynkach. Żaden, prócz niesławnego Justina Biebera, który otrzymał nagrodę w kategorii Juno Fan Choice Award, lecz na to spuszczam zasłonę milczenia.

Jeśli ktoś ma ochotę przekonać się na własne oczy i uszy, czym oczarowali Arcade Fire, będzie ku temu okazja 26 czerwca na warszawskim Torwarze - koncert organizuje agencja Alter Art.

A tak grali Arcade Fire w najlepszym w historii świata roku 2006:


Brak komentarzy: