niedziela, 29 maja 2011

Snowy, snowy Winnipeg

Nadchodzą ciężkie czasy okołosesyjne. Czekają mnie między innymi dwa egzaminy z przedmiotów poświęconych Kanadzie, a za sobą mam przygodę z recenzją artykułu CANADIAN INUIT SPEAK TO CLIMATE CHANGE: INUIT PERCEPTIONS ON THE ADAPTABILITY OF LAND CLAIMS AGREEMENTS TO ACCOMMODATE ENVIRONMENTAL CHANGE, o terminie oddania której dowiedziałam się na 24 godziny przed jego nadejściem. Fun!

Zapomniałam poinformować o projekcji filmu And who are you? i spotkaniu z jego twórcami, które miało miejsce w naszym przezacnym Instytucie w miniony czwartek. Wspominam o nim zatem poniewczasie i zapewniam, że było to bardzo miłe wydarzenie. Film traktuje o Kanadyjczykach, których rodzice bądź dziadkowie byli emigrantami, w związku z czym bohaterowie muszą mierzyć się z pytaniami o własną tożsamość narodową, pochodzenie i historię. Dokument jest dość krótki, ale ukazuje doskonale, jak istotne i jak budzące emocje są to kwestie dla dorosłych dzieci emigrantów. (Kto nie zjawił się na pokazie, a teraz mu żal, musi pojechać do Gdańska, bo twórcy tam też zaprezentują swój film).

Kinematografia na dziś: My Winnipeg, czyli obrazki z Kanady od Guya Maddina, którego filmografię zaczynam właśnie kompletować i o którym jeszcze zapewne wspomnę.

poniedziałek, 23 maja 2011

TV series, part two.

Wieści prosto z pokoju 343. Nie są one zbyt zachwycające, gdyż donieść muszę iż słowo dane nie zostało dotrzymane. Dawno, a właściwie nigdy, nie miałam tak zajętej głowy jak dziś. Nie znaczy to jednak, że Kanada w niej nie siedzi. Wręcz przeciwnie. Po przejrzeniu miliarda artykułów naukowych o jakże zacnej tematyce kanadyjskiej, poczułam pewne zmęczenie i ucisk w żołądku. Nazwałabym to strachem przed niewyrobieniem się, do czego wstyd mi się przyznać. No, ale.. skoro wstałam dziś o godzinę za wcześnie po kolejnej nocy składającej się z 5 godzin snu, zrobię to! Skończę ten przydługi wstęp i napiszę coś konkretnego. Koniec końców, poszerzanie wiedzy sprzyja rozwojowi intelektualnemu, co mam nadzieję, zaowocuje lepszą pracą w przyszłości. Marzenia humanisty.

Z serialem Radio Free Roscoe zapoznałam się w gimnazjum. Z miejsca zakochałam się w Riverze Pierce, za którym wszystkie uczennice wodziły wzrokiem. Serial opowiada o czterech przyjaciołach, którzy z miłości do muzyki zakładają radiostację. Są jednak nieziemsko skromni i nie ujawniają przy tym swojej tożsamości. I wokół tego właśnie, akcja serialu się kręci. Gapowaty Ray, megasłodki Robby, za ładna, by ją lubić Lilly oraz tajemniczy Travis, do czasu audycji żyją jakby nigdy nic. Jednak w momencie gdy przekraczają próg pokoju w starej hali fabrycznej, który jest zaadaptowany na potrzeby studia nielegalnie, zaczyna się inny, alternatywny świat. Przyznam się, że muzyka jaka była tam puszczana, towarzyszyła mi dniami i nocami. Właściwie dobrze się stało, że serial ten nie jest produkcji amerykańskiej, gdyż stałby się automatycznie albo serialem komediowym bądź romansidłem, gdzie każda decyzja kosztuje bohatera trzy odcinki. Każdy ma swoje miłostki, ale to nie one wychodzą na pierwszy plan. Generalnie gorąco polecam ten serial. Każdy odcinek poświęca się na przemyślenia, jak by tu założyć własne radio, co bym tam puszczał, z kim i czy Travis odbije Lily Rayowi. Nie powiem jak się zakończyło, ale dodam, że jest to slodki odstresowujący pomysł na wolny dzień, którego aktualnie nie posiadam. Zaszyję się, więc, w knajpce na miarę prowadzonej przez Mickey'a i spróbuję zrecenzować artykuł, którego wciąż wybranego nie posiadam. No cóż...tak to jest, gdy juwenalia i wydarzenia im towarzyszące rozciągają się w czasie za pomocą magicznej różdżki. Mama mówi-pamiętaj dziecko, że studiujesz. Dobrze Mamo. Idę się uczyć.

ps. później poprawię błędy, dodam fotografię i video oraz pokoloruję pewne literki, gdyż ewidentnie mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią. Kamp.


wtorek, 17 maja 2011

simple pleasures

Doniesienia z OFFowego obozu dodają kolejną kanadyjską pozycję do listy! Pozycję bardzo zacną, bo do line-upu dołączyli Suuns - psychodeliczna formacja z Montrealu. Zadebiutowali niedawno i od razu zachwycili albumem Zeroes QC.


Tutaj brzmią zupełnie jak Clinic, cały album jest jednak bardzo zróżnicowany i warto się z nim zaprzyjaźnić na dłużej. Przynajmniej do sierpnia!

...

Kanadyjska literatura to taka zapomniana dziedzina, która dla polskich tłumaczy żadnym jest obszarem zainteresowań. Kraj Klonowego Liścia na bibliotecznych półkach reprezentuje Lucy Maud Montgomery (każdy kocha Anię, wiadomo) i ten pan od serii o Rambo (tak, to była książka), w kioskach zaś romantyczne historie dla uduchowionych pań - wydawnictwo Harlequin Enterprises ma bowiem swoją siedzibę w Toronto! Poza tymi szlachetnymi pozycjami niewiele jest przełożonych tytułów interesujących - co uświadomiło mi boleśnie wydawnictwo Obraz Kanady w Polsce pod red. Mirosławy Buchholtz zawierające wiele mniej lub bardziej przydatnych informacji, w tym właśnie kompletną listę kanadyjskich książek dostępnych w naszym pięknym języku. Tłumaczmy kanadyjską literaturę (bo dobrze nie jest)!

Jakiś czas temu jednak podczas wizyty w Taniej Książce (love forever) weszłam w posiadanie dwóch książek Margaret Atwood: Grace i Grace oraz Oryks i Derkacz. Grace jedna i druga jeszcze czekają na półce, ale z Derkaczem i piękną Oryks miałam już przyjemność. To antyutopia o czymś, co miała być utopią w zamyśle jej twórcy. Atwood ciągnie tendencje i zainteresowania współczesnej nauki ku domniemanym konsekwencjom, gdzie dla człowieka jako takiego nie ma już miejsca. Słodko-gorzka wizja, bez wielkiej odkrywczości, ale i bez zadęcia. W sam raz na apokaliptyczne myśli podczas wiosennego popołudnia w Parku Jordana.

PS. Kanadyjczycy wieszczą, że odkryli lek na raka.

wtorek, 3 maja 2011

the home of independent Canadian music

Wyszukiwanie dobrej muzyki według kanadyjskiego klucza może wydawać się dziwne i nietypowe, w końcu nie zna granic ni kordonów pieśni zew. A jednak, to kryterium na tyle sensowne, że stanowi podstawę działania całego kanadyjskiego CBC Radio 3 - nazwanego przez magazyn Nerve.com prawdopodobnie najlepszą stacją radiową na świecie.


Do powstania radiostacji przyczyniło się kilka inicjatyw - serwisy internetowe 120 seconds, New Music Canada i Just Concerts, które w 2002 roku zostały połączone w jeden magazyn - i zaistniały już jako CBC Radio 3. Równolegle CBC Radio 2 udostępniło 8 godzin tygodniowo na treści pochodzące z podcastów zawartych w magazynie. Chwyciło, rosła słuchalność, rosła ilość wejść na stronę i tak po 5 latach CBC Radio 3 odłączyło się od stacji - matki i wystartowało jako osobne pasmo, codziennie nadając z Vancouver i radując rzesze słuchaczy niezliczoną ilością jedynie kanadyjskich perełek i nieosiągalnych gdzie indziej odkryć muzycznych. Stacja popiera bowiem wszelkich niezależnych wykonawców. Tak niezależnych, że informacji na ich temat nie sposób znaleźć w żadnym zakątku sieci. Ale można posłuchać. I uświadamiać sobie z dużą regularnością, jak wielki potencjał tkwi w kanadyjskim muzykowaniu i jak wielu fajnych twórców jeszcze do odkrycia tam za oceanem.

Na koniec mała radość z fal radiowych z dziś - projekt Matters, który czeka jeszcze na wydanie płyty długogrającej, ale utwór z EPki już hula w Radio 3.


PS Przypominam, że już pojutrze w Łaźni Nowej zabawiać nas będą Handsome Furs! Nie wypada zapomnieć.