poniedziałek, 23 maja 2011

TV series, part two.

Wieści prosto z pokoju 343. Nie są one zbyt zachwycające, gdyż donieść muszę iż słowo dane nie zostało dotrzymane. Dawno, a właściwie nigdy, nie miałam tak zajętej głowy jak dziś. Nie znaczy to jednak, że Kanada w niej nie siedzi. Wręcz przeciwnie. Po przejrzeniu miliarda artykułów naukowych o jakże zacnej tematyce kanadyjskiej, poczułam pewne zmęczenie i ucisk w żołądku. Nazwałabym to strachem przed niewyrobieniem się, do czego wstyd mi się przyznać. No, ale.. skoro wstałam dziś o godzinę za wcześnie po kolejnej nocy składającej się z 5 godzin snu, zrobię to! Skończę ten przydługi wstęp i napiszę coś konkretnego. Koniec końców, poszerzanie wiedzy sprzyja rozwojowi intelektualnemu, co mam nadzieję, zaowocuje lepszą pracą w przyszłości. Marzenia humanisty.

Z serialem Radio Free Roscoe zapoznałam się w gimnazjum. Z miejsca zakochałam się w Riverze Pierce, za którym wszystkie uczennice wodziły wzrokiem. Serial opowiada o czterech przyjaciołach, którzy z miłości do muzyki zakładają radiostację. Są jednak nieziemsko skromni i nie ujawniają przy tym swojej tożsamości. I wokół tego właśnie, akcja serialu się kręci. Gapowaty Ray, megasłodki Robby, za ładna, by ją lubić Lilly oraz tajemniczy Travis, do czasu audycji żyją jakby nigdy nic. Jednak w momencie gdy przekraczają próg pokoju w starej hali fabrycznej, który jest zaadaptowany na potrzeby studia nielegalnie, zaczyna się inny, alternatywny świat. Przyznam się, że muzyka jaka była tam puszczana, towarzyszyła mi dniami i nocami. Właściwie dobrze się stało, że serial ten nie jest produkcji amerykańskiej, gdyż stałby się automatycznie albo serialem komediowym bądź romansidłem, gdzie każda decyzja kosztuje bohatera trzy odcinki. Każdy ma swoje miłostki, ale to nie one wychodzą na pierwszy plan. Generalnie gorąco polecam ten serial. Każdy odcinek poświęca się na przemyślenia, jak by tu założyć własne radio, co bym tam puszczał, z kim i czy Travis odbije Lily Rayowi. Nie powiem jak się zakończyło, ale dodam, że jest to slodki odstresowujący pomysł na wolny dzień, którego aktualnie nie posiadam. Zaszyję się, więc, w knajpce na miarę prowadzonej przez Mickey'a i spróbuję zrecenzować artykuł, którego wciąż wybranego nie posiadam. No cóż...tak to jest, gdy juwenalia i wydarzenia im towarzyszące rozciągają się w czasie za pomocą magicznej różdżki. Mama mówi-pamiętaj dziecko, że studiujesz. Dobrze Mamo. Idę się uczyć.

ps. później poprawię błędy, dodam fotografię i video oraz pokoloruję pewne literki, gdyż ewidentnie mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią. Kamp.


Brak komentarzy: