środa, 29 czerwca 2011

ojciec w podróży służbowej


Żyję w niesprawiedliwym świecie, w którym podczas gdy ja uczyłam się na pamięć prezydentów wieku pozłacanego, mój ojciec bujał się po lasach Alberty.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

i've got you 'till you're gone

30 maja Wolf Parade wyszli na scenę klubu The Commodore w Vancouver i zagrali swój ostatni koncert, łamiąc tym samym moje wrażliwe serduszko. Oczy zaszły łzami, bo nigdy nie było mi dane zobaczyć ich na żywo, choć przecież tyle razy wydawało się, że nic nie stanie już na przeszkodzie. Koncert w Polsce został paskudnie odwołany DWA RAZY (w tym raz, gdy byłam już umówiona na wywiad ze Spencerem, mieliśmy rozmawiać o muzyce, opowiadać sobie kawały i zostawać najlepszymi przyjaciółmi). Raz wybierałam się do Pragi czy innego Berlina, lecz ostatecznie wygrały inne zajęcia i przekonanie, że kto jak kto, ale Wolf Parade musi odwiedzić nasz nadwiślański kraj prędzej czy później (chociażby dlatego, że afekt dla nich podziela ekipa Front Row Heroes).
Niechaj będzie to dla nas nauka na całe życie! Nie należy odkładać realizacji planów, bo potem okazuje się, że niektórzy wolą grać w piwnicy na klawiszach swoje 30-minutowe post-drum'n'bassowe (cokolwiek to właściwie znaczy) kompozycje niż przylecieć i zagrać kilka hitów ku radości tłumów.

A tak było w Vancouver w ten mroczny dzień:
Och, Spencer. Dlaczego nie chcesz już grać moich ulubionych piosenek, dlaczego ważysz dwa razy więcej niż w dniu, w którym Cię poznałam, dlaczego mówisz w wywiadach, że Wolf Parade nie ma już przyszłości? Wszak wiesz już, że Expo 86 została przez czytelników Pitchforka umieszczona wśród 10 najbardziej niedocenionych płyt roku 2010. Lessie, wróć.

[Koncert w Vancouver zakończył się wejściem fanów na scenę, co byłoby niebywale wzruszające i zapewne łza po policzku by spłynęła, gdyby nie fakt, iż towarzyszyło temu wykonanie Knocking on Heaven's Door, od czego powariowały moje czujniki zażenowania, więc nie umieszczam].


Będę tęsknić!

Na pociechę: połówka Wolf Parade w postaci Handsome Furs odwiedza nas znów, już w październiku, to drugi raz w tym roku! (To ta połówka, w której nie ma Spencera Kruga, nie widać też Polski na rozpisce Moonface).

<3 <3 <3

sobota, 25 czerwca 2011

YouTube party

W poprzedniej notce tragicznie się pomyliłam! Arcade Fire zaszczycili Warszawę wczoraj, a nie dziś. Dziś można już za to popatrzeć, co się przegapiło.
Jakość jaka jest, każdy słyszy. Na mieście nie szczędzą słów pochwał, ponoć robili wrażenie, w co chętnie wierzę, mimo iż MTV HD zarzyna ich koncert z festiwalu Oxygen średnio 2 razy na dobę, dzięki czemu trochę się napatrzyłam, nijakość mocno uderzająca. 

Na sobotnie popołudnie z chińszczyzną i historią USA do roku 1900, jeszcze mała reminiscencja z Alice Glass i migającymi światłami.
Przy okazji, od kilku dni gotową jest godzinowa rozpiska Off Festivalu. Można sobie popatrzeć i zapytać filozoficznie wszechświat, dlaczego te rzeczy, na które czeka się najbardziej, zawsze muszą się pokrywać.

środa, 22 czerwca 2011

W zielonym gaju

O agencji Front Row Heroes już wspominałam z czułością, teraz znów wracają na łamy, a to za sprawą organizowanego przez nich Green ZOO Festivalu. Udział biorą: Piękny Pies (ul. Sławkowska) i Klub Betel na Placu Szczepańskim (słynni z dzierżenia palmy pierwszeństwa w kwestii sprzedaży Ciechana Miodowego w Krakowie) - to pomiędzy tymi lokalami będziemy się przemieszczać 25 czerwca (to już w sobotę). Pełny skład grających tej nocy do przeanalizowania na stronie, nas tymczasem interesuje szczególnie jedno nazwisko, czyli Basia Bulat!

Basia, jak można się bystrze domyślić po imieniu, ma polskie korzenie, ale od urodzenia rezydentką jest Kanady, bawi się multiinstrumentalnym akustycznym folkiem i uroczo kaleczy język polski, nawiązując dialog z publicznością. Grała już i u nas, i w stolicy, wszędzie zachwycając wielkim głosem, słowiańską urodą i kanadyjską otwartością.

(W sobotę na scenę warszawskiej stodoły wtoczy się tłumek z Arcade Fire, pozostaje mi jedynie śledzić recenzje tego wydarzenia, ale nie oddaję się cierpieniom jakoś przesadnie).

[Dopiero teraz zobaczyłam posta Aśki poniżej. Blog nie zostanie skasowany, wiadomo, co więcej: będzie też regularnie uzupełniany, bo wbrew podejrzeniom pewnych osobistości, nasza miłość do Kanady pozostaje szczera, niewinna, nieskalana interesownością i nieskruszona nieprzyjemnościami egzaminów].

wtorek, 21 czerwca 2011

the canadian beginning

Chciałybyśmy ogłosić wszem i wobec, że kwestia zaliczenia przedmiotu pozostaje kwestią sporną, niemniej muszę wyznać, że poznawanie Kanady oraz późniejsze dzielenie się wiedzą z naszą ogromną publicznością, sprawiało mi przyjemność. Kanada najwidoczniej pokochała i nas, w indeksach niedługo zalśnią piękne piątki. Blog nie zostanie skasowany, a kto wie - może kiedyś doczeka się reaktywacji na szeroką skalę. Jeśli nie będę miała co robić w wakacje, dam znać. 

Dziękuję za możliwość uśmiechania się pod nosem, za niesamowitą ilość paradoksów i szoków przeżytych na wykładach, za rozwój umiejętności logicznego myślenia, za niesamowitą inspirację (teraz już wiem do czego nie dążyć w rozwoju swojej osobowości), za zaprzyjaźnienie się z Kanadą tak naprawdę i sobie dziękuję za cudowne wynalezienie sudoku, które pomogło wytrwać.

Jeszcze dwa egzaminy, ale pisać zachciało mi się dziś, kiedy jutro czeka nas wyśniony i wymarzony Exam. Btw. NIE, treści tego bloga uczyć się nie powinniście/my. Pozdrowienia z dusznego, ogarniętego senną aurą pokoju, w którym ktoś zaczyna się uczyć. 



poniedziałek, 20 czerwca 2011


(Sesja na ostatniej prostej, za niedługo wracamy!)

środa, 8 czerwca 2011

is it the end?

Dobry wieczór. Chciałabym ogłosić wszem i wobec, że już jutro (June 9, 2011) nastąpi przecudowna prezentacja tego oto bloga, która właśnie się tworzy. Nie będzie ona zbyt długa, dlatego zapraszamy na nią także zabieganych biznesmenów i pracujące w bankach panie mające jedynie 15 minut na śniadanie. Jesteśmy bardzo zadowolone z takiego obrotu sprawy, gdyż uwielbiamy prezentacje (niestety K. nie będzie obecna, gdyż przypominam wszem i wobec, że NIE ZAWSZE DOCIERAMY niestety NA ZAJĘCIA Z AUDIOWIZUALNEJ, dlatego też nie robimy prezentacji na zajęciach, a jedynie uskuteczniamy zajęcia pozalekcyjne pisząc w domach). W związku z powyższym muszę zrezygnować z jutrzejszych zajęć z Kanady, nad czym, nie powiem, ubolewam. Jeśli okaże się, że mój esej na temat Mental Health Policy in Canada został okrzyknięty najlepszą pracą w historii Zakładu Kanady w naszym Instytucie to moja buzia pokryje się deszczem/wodospadem łez i zamknę się w swoim pokoju, a zważając na fakt, że ma on chwilowo 2 metry kwadratowe, dobrze się to nie skończy. Cieszy nas również fakt pisania egzaminu z tego przedmiotu o tematyce absolutnie nie wiadomo do końca jakiej, gdyż jak napisałam powyżej, z powodu naszej ogromnej jak niezamieszkałe Terytoria Północne Kanady, miłosci nie uczęszczamy na zajęcia o 11.30 w Auditorium Maximum. Oczywiście na bieżąco uzupełniamy braki, jednakże nie da się uzyskać wszelkich informacji przekazanych przez kolegów w prezentacjach przez nich przygotowanych. Kończąc moje oświadczenie, które nie zmieni świata, komunikuję iż lubię/lubiłam tego bloga, mimo iż ostatnimi czasy wpisy na nim zamieszczane były po drugiej stronie Parku Jordana. Sesja moi mili. Let's do it! żeby powiem powiedzieć magiczne zaklęcie I did it! A my akurat radę damy. Pfu Pfu.

is it the end?

Dobry wieczór,
Chciałabym ogłosić wszem i wobec, że już jutro nastąpi przecudowna prezentacja tego oto bloga, która właśnie się tworzy. Nie będzie ona zbyt długa, dlatego zapraszamy na nią także zabieganych biznesmenów i pracujące w bankach panie mające jedynie 15 minut na śniadanie. Jesteśmy bardzo zadowolone z takiego obrotu sprawy, gdyż uwielbiamy prezentacje (niestety K. nie będzie obecna, gdyż przypominam wszem i wobec, że NIE UCZĘSZCZAMY niestety NA ZAJĘCIA Z AUDIOWIZUALNEJ, dlatego też nie robimy prezentacji na zajęciach, a jedynie uskuteczniamy zajęcia pozalekcyjne pisząc w domach). W związku z powyższym muszę zrezygnować z jutrzejszych zajęć z Kanady, nad czym, nie powiem, ubolewam. Jeśli okaże się, że mój esej na temat Mental Health Policy in Canada został okrzyknięty najlepszą pracą w historii Zakładu Kanady w naszym Instytucie to moja buzia pokryje się deszczem/wodospadem łez i zamknę się w swoim pokoju, a zważając na fakt, że ma on chwilowo 2 metry kwadratowe, dobrze się to nie skończy. Cieszy nas również fakt pisania egzaminu z tego przedmiotu o tematyce absolutnie nie wiadomo do końca jakiej, gdyż jak napisałam powyżej, z powodu naszej ogromnej jak niezamieszkałe Terytoria Północne Kanady, miłosci nie uczęszczamy na zajęcia o 11.30 w Auditorium Maximum. Oczywiście na bieżąco uzupełniamy braki, jednakże nie da się uzyskać wszelkich informacji przekazanych przez kolegów w prezentacjach przez nich przygotowanych. Kończąc moje oświadczenie, które nie zmieni świata, komunikuję iż lubię/lubiłam tego bloga mimo iż ostatnimi czasy wpisy na nim zamieszczane tworzone były po drugiej stronie Parku Jordana. Sesja moi mili. Let's do it! żeby powiem powiedzieć magiczne zaklęcie I did it! A my akurat radę damy. Pfu Pfu.

sobota, 4 czerwca 2011

Otwarcie sezonu

Pierwszy dzień festiwalu Burn Selector już za nami, już ocieram łzę rzewnej za nim tęsknoty. Klasycznie nie spodziewałam się po tej imprezie niczego nadzwyczajnego i klasycznie: było nadzwyczajnie! Najweselsza z zabaw, dzikość serca, tańce, podskoki, słabe piwo, kiełbasa o 2 w nocy, ku zaskoczeniu: tłumy znajomych. Pod względem publiki Selector zawsze wysuwa się na prowadzenie, być może dlatego, iż każdy wie, po co przyszedł. Nie po to, by kontemplować, doznawać, przeżywać, rozkoszować się. Nie. Chodzi o to, by tańczyć, ocierać się, machać rękami, pocić, ma być głośno, ma być hałas i ma być moc. I była.

W zasadzie każdy z wczorajszych wykonawców podobał mi się bardziej, niż gdy widziałam ich niegdyś wcześniej. Gigantyczny progres Klaxons, profesjonalizm Does it offend you, yeah? i najcieplej przyjęci chyba Kanadyjczycy z Crystal Castles również porwali. W sieci póki co mało festiwalowych nagrań, a gdy już są, trudniej określić, czy bardziej nic nie widać czy nie słychać. Lecz czekamy cierpliwie na zamiejscowych i ich powroty do domowych pieleszy internetu, może jeszcze wrzucą coś, co da się oglądać bez szczękościsku.

Póki co, Alice ku pamięci.