sobota, 4 czerwca 2011

Otwarcie sezonu

Pierwszy dzień festiwalu Burn Selector już za nami, już ocieram łzę rzewnej za nim tęsknoty. Klasycznie nie spodziewałam się po tej imprezie niczego nadzwyczajnego i klasycznie: było nadzwyczajnie! Najweselsza z zabaw, dzikość serca, tańce, podskoki, słabe piwo, kiełbasa o 2 w nocy, ku zaskoczeniu: tłumy znajomych. Pod względem publiki Selector zawsze wysuwa się na prowadzenie, być może dlatego, iż każdy wie, po co przyszedł. Nie po to, by kontemplować, doznawać, przeżywać, rozkoszować się. Nie. Chodzi o to, by tańczyć, ocierać się, machać rękami, pocić, ma być głośno, ma być hałas i ma być moc. I była.

W zasadzie każdy z wczorajszych wykonawców podobał mi się bardziej, niż gdy widziałam ich niegdyś wcześniej. Gigantyczny progres Klaxons, profesjonalizm Does it offend you, yeah? i najcieplej przyjęci chyba Kanadyjczycy z Crystal Castles również porwali. W sieci póki co mało festiwalowych nagrań, a gdy już są, trudniej określić, czy bardziej nic nie widać czy nie słychać. Lecz czekamy cierpliwie na zamiejscowych i ich powroty do domowych pieleszy internetu, może jeszcze wrzucą coś, co da się oglądać bez szczękościsku.

Póki co, Alice ku pamięci.

Brak komentarzy: