sobota, 2 lipca 2011

Pamiętnik księżniczki

Mam nadzieję, że wychyliliście wczoraj kielona z okazji Dnia Kanady! Bo ja i owszem, i to nie byle czym, bo symboliczny toast wzniesion był whisky White Owl. To jedyna na świecie biała whisky, produkują ją w Albercie, destylując mieszankę różnych gatunków trunku po wieloletnim leżakowaniu, czysta jest jak łza, a od zwykłej whisky różni się na przykład tym, że mogę ją pić bez odruchu wymiotnego. Win.

Kto jeszcze świętuje Dzień Kanady? Oczywiście książę Wilhelm i księżna Katarzyna. Przedwczoraj wylądowali w Ottawie, witani byli ekstatycznie i prawie cały świat zadaje sobie to jedno głupie pytanie: czy Kate będzie drugą Dianą?

Nie zadają go sobie jednak magazyny w Quebecu, te zajęte są wznoszeniem na wyżyny subtelnego sarkazmu w stosunku do całego wydarzenia, któremu, delikatnie mówiąc, nie przyklaskują. Sarkają również organizacje broniące praw zwierząt, bowiem jednym z punktów ośmiodniowej wizyty księcia i księżnej Cambridge ma być Calgary Stampede zwane największym rodeo świata.
W ogóle książęca para nudzić się nie będzie, mają w planach spływ rzeką na Wyspie Księcia Edwarda, warsztaty kucharskie w Quebecu, noc na wojskowym frachtowcu, a Will zaprezentuje swoje umiejętności pilotażowe w śmigłowcu ratunkowym. Żyć, nie umierać.

Książę dostał swoją flagę, a w Walrusie niedawno ukazał się tekst znanego skądinąd (m.in. z bardzo wyszukanych artykułów w Nerve.com) Granta Stoddarda, Brytyjczyka, wieloletniego mieszkańca Nowego Jorku, ostatnio rezydującego w Vancouver, który w skrócie przedstawia, dlaczego brytyjska monarchia w Kanadzie nie jest fajna.

Jest czy nie jest, nie ma to znaczenia dla machających chorągiewkami wielbicieli, którzy będą towarzyszyć książęcej parze aż do Alberty, skąd wylatują 8 lipca. Ciekawe, czy też osuszą flaszeczkę White Owl.

Brak komentarzy: