wtorek, 2 sierpnia 2011

nie działa mi zet w kropką. sorry.

Wakacyjna praca nie musi opierać się na zrywaniu winogron, zbieraniu jabłek czy pomaganiu starszym osobom w ugotowaniu obiadu. Chciałabym zaznaczyć z góry, ze nie uwazam wyzej wymienionych zajec za gorsze. Jedyne co mam na myśli to fakt, ze do lekkich i łatwych nie nalezą, choć bywają przyjemne. Do rzeczy jednak. Moja praca to spotykanie ludzi. Coraz to nowych. Ich paszporty róznią się od siebie znacząco, jednakze to co ich łączy to ciekawość świata, otwarcie na ludzi, uśmiech nieschodzący z twarzy, uzaleznienie od facebooka (wanna join us?), chęć odwiedzenia Muzeum w Auschwitz i kopalni soli w Wieliczce. Wielu myśli, ze potrafi grać na gitarze, wszyscy mówią po angielsku. Kazdy chodzi rano z półzamkniętymi oczami i to nie bynajmniej ze względu na mż nocnym pociągiem z Pragi. Wieczorem kazdy się upija i wraca nad ranem. Stereotypy istnieją i mają się dobrze, ale wazne - mają odbicie w rzeczywistości.

To, co powoduje największą radość w moim serduszku to zauwazenie klonowego liścia na koszulce i twierdząca odpowiedź na pytanie: "Czy jesteś z Kanady?". Przecudowny akcent, zameldowanie w Vancouver i multum opowieści o nie tak dawno mających miejsce, zamieszkach w tym oto mieście. Kanada istnieje! Nie jest tylko wytworem czyjejś wyobraźni. Wrócę!


(przed chwilą usłyszałam, ze kanadyjska historia jest jedna z najnudniejszych. cóz... przekonamy się od października)

Brak komentarzy: