How to be a Canadian? Już wiem (dzięki inicjatywie autorów
tej wspaniałej książki, braci Fergusonów, oraz uprzejmości doktora Gabrysia,
pozdrawiam)! Zakładam czapkę z pomponem, flanelową koszulę, jem pączka i śpiewam hymn, którego
słowa brzmią
Da da da da DA DAAA
Da da da da DA
Da da da Da da da da
Da da da da DAAA
Da Da
Jestem gotowa, by przykuwać się do
drzewa w Kolumbii Brytyjskiej, poznać wszystkich czterech mieszkańców Nunavut i
narazić się na kopniaka w goleń od przypadkowego przechodnia na Wyspie Księcia Edwarda
zapytanego o opinię na temat Ani z Zielonego Wzgórza.
Ta doskonała książka utwierdziła
mnie też w przekonaniu, że na wszelkie kanadyjskie powody do narzekań jestem impregnowana
polskim pochodzeniem! Rozwiązywanie wszystkich problemów politycznych przez specjalnie powołane
komisje? Brzmi znajomo. Pięciomiesięczne oczekiwanie na wizytę u lekarza specjalisty? Bring
it on. Zawsze można ukoić skołatane nerwy quebeckim drinkiem Caribou składającym się z
zachęcającego miksu alkoholu z alkoholem. Podobno po spożyciu świetnie wychodzi gra w
curling. To ta dyscyplina, gdzie drużyną zwycięską zostaje ta, której członkowie nie wywracają
się na lodzie, osiągając jednocześnie najwyższe stężenie promili we krwi. (Ale o
szczegóły będę musiała zapytać Asię, gdy już wstąpi w szeregi krakowskiego klubu).
Bracia Will i Ian Ferguson napisali
kompletną instrukcję obsługi Kanady, w której wyśmiali (przepraszam, opisali) wszystkie
prowincje i terytoria jak kraj długi i szeroki, wszystkie symbole od hokeja, Kanadyjskiej Policji Konnej i Margaret Atwood, po piwo, rząd i język. Streścili historię kraju na dwóch
stronach z preambułą brzmiącą Canadian history is boring (niejedna na myśl przychodzi mi osoba,
która już za to uściskałaby im prawicę). Kanada w ich książce jest taka swojska, taka
absurdalna i taka fajna, że nie śmiałabym nigdy obrazić żadnego Kanadyjczyka - choć na
kartach swojego dzieła autorzy na tyle umiejętnie nauczają, jak to zrobić - w zależności od
aktualnego położenia geograficznego - że mogłabym wzniecać zamieszki na ulicach. How to be a
Canadian jest książką tak pełną soczystych tekstów i doskonałych fragmentów, że
chciałabym ją zjeść. Albo nauczyć się jej na pamięć. Albo i jedno, i drugie. Więc czytajcie!
Gwarantuję, że zaśmiejecie się serdecznie chociaż raz. Lub sto.
Od zostania Kanadyjczykiem dzieli mnie
już tylko brak doświadczenia w dotykaniu językiem metalowych elementów zabudowy przy
ujemnej temperaturze. Ponoć nieodzowne przeżycie w biografii każdego szanującego się
obywatela.
Zapomnijcie o Wenecji - mieście
powszechnie znanym jako Ottawa Europy. W te wakacje jedziemy z japońską wycieczką robić
zdjęcia wołom piżmowym i jeść najbardziej tradycyjne z quebeckich dań. Czyli hot-dogi.
A na koniec zagadka. Co to jest:
Odpowiedź: Saskatchewan. HAHA.
How to be a Canadian (Even if You Already Are One) Will Ferguson, Ian Ferguson
2 komentarze:
ha, ja zaliczyłam przymarznięty język do trzepaka (ale nie zachęcam do eksperymentowania).
jak się uwolniłaś z tej niefartownej pozycji? :D
Prześlij komentarz