wtorek, 20 grudnia 2011

I froze half your country, so I gave you extra


How to be a Canadian? Już wiem (dzięki inicjatywie autorów tej wspaniałej książki, braci Fergusonów, oraz uprzejmości doktora Gabrysia, pozdrawiam)! Zakładam czapkę z pomponem, flanelową koszulę, jem pączka i śpiewam hymn, którego słowa brzmią

Da da da da DA DAAA
Da da da da DA
Da da da Da da da da
Da da da da DAAA
Da Da

Jestem gotowa, by przykuwać się do drzewa w Kolumbii Brytyjskiej, poznać wszystkich czterech mieszkańców Nunavut i narazić się na kopniaka w goleń od przypadkowego przechodnia na Wyspie Księcia Edwarda zapytanego o opinię na temat Ani z Zielonego Wzgórza.

Ta doskonała książka utwierdziła mnie też w przekonaniu, że na wszelkie kanadyjskie powody do narzekań jestem impregnowana polskim pochodzeniem! Rozwiązywanie wszystkich problemów politycznych przez specjalnie powołane komisje? Brzmi znajomo. Pięciomiesięczne oczekiwanie na wizytę u lekarza specjalisty? Bring it on. Zawsze można ukoić skołatane nerwy quebeckim drinkiem Caribou składającym się z zachęcającego miksu alkoholu z alkoholem. Podobno po spożyciu świetnie wychodzi gra w curling. To ta dyscyplina, gdzie drużyną zwycięską zostaje ta, której członkowie nie wywracają się na lodzie, osiągając jednocześnie najwyższe stężenie promili we krwi. (Ale o szczegóły będę musiała zapytać Asię, gdy już wstąpi w szeregi krakowskiego klubu).

Bracia Will i Ian Ferguson napisali kompletną instrukcję obsługi Kanady, w której wyśmiali (przepraszam, opisali) wszystkie prowincje i terytoria jak kraj długi i szeroki, wszystkie symbole od hokeja, Kanadyjskiej Policji Konnej i Margaret Atwood, po piwo, rząd i język. Streścili historię kraju na dwóch stronach z preambułą brzmiącą Canadian history is boring (niejedna na myśl przychodzi mi osoba, która już za to uściskałaby im prawicę). Kanada w ich książce jest taka swojska, taka absurdalna i taka fajna, że nie śmiałabym nigdy obrazić żadnego Kanadyjczyka - choć na kartach swojego dzieła autorzy na tyle umiejętnie nauczają, jak to zrobić - w zależności od aktualnego położenia geograficznego - że mogłabym wzniecać zamieszki na ulicach. How to be a Canadian jest książką tak pełną soczystych tekstów i doskonałych fragmentów, że chciałabym ją zjeść. Albo nauczyć się jej na pamięć. Albo i jedno, i drugie. Więc czytajcie! Gwarantuję, że zaśmiejecie się serdecznie chociaż raz. Lub sto.

Od zostania Kanadyjczykiem dzieli mnie już tylko brak doświadczenia w dotykaniu językiem metalowych elementów zabudowy przy ujemnej temperaturze. Ponoć nieodzowne przeżycie w biografii każdego szanującego się obywatela.

Zapomnijcie o Wenecji - mieście powszechnie znanym jako Ottawa Europy. W te wakacje jedziemy z japońską wycieczką robić zdjęcia wołom piżmowym i jeść najbardziej tradycyjne z quebeckich dań. Czyli hot-dogi.


A na koniec zagadka. Co to jest:







Odpowiedź: Saskatchewan. HAHA.


How to be a Canadian (Even if You Already Are One) Will Ferguson, Ian Ferguson

2 komentarze:

Dż. pisze...

ha, ja zaliczyłam przymarznięty język do trzepaka (ale nie zachęcam do eksperymentowania).

karutek. pisze...

jak się uwolniłaś z tej niefartownej pozycji? :D