piątek, 2 grudnia 2011

miss you, TV

Nastał grudzień! Kto gotowy jest na śnieg? Ja, ja, ja!
A wiecie co nadchodzi wraz z grudniem? Listy do gwiazdora? Wyprzedaże w sklepach? Odmarznięte na mrozie palce? Gigantyczne rachunki za ogrzewanie w kamienicy? Otóż nie! Wraz z grudniem zalewa nas fala sportów zimowych nadawanych do naszych (waszych) ciepłych mieszkań dzięki uprzejmości Eurosportu! Tak, dobrze się wam wydaje - oprócz piekarnika, brak mi także telewizora. Nie mogę się doczekać przerwy świątecznej, gdy z tonami świątecznych smakołyków zaszyję się w pokoju, by móc w spokoju kibicować naszym!
Mając żaden praktycznie dostęp do telewizji ciężko jest nadążyć za tym, co w sporcie się dzieje. Kolejny raz niezastąpionym okazuje się być Internet i właśnie tu znalazłam poniższe informacje.
Wczoraj rozpoczął się kolejny sezon pasjonującego mnie, od czasów Turynu 2006 i srebrnego Tomasza Sikory, biathlonu. Kochający wymówki Polacy okrzyknęli tor rozmokłym i źle przygotowanym, przez co nasza jedyna nadzieja - pan Sikora, zajął wczoraj miejsce 24. Nieco lepiej poradził sobie
Kanadyjczyk Jean-Philippe Leguellec, który mimo francusko brzmiącego nazwiska pochodzi z Ontario, a dokładniej z Kingston. To właśnie stąd mamy Bryana Adamsa! To leżące pomiędzy Montrealem, a Toronto miasto przyjazne jest emerytom. To tu mieści się Queen's University. Podobno tutaj narodził się hokej na lodzie - sport, do którego potrzeba Igrzysk Olimpijskich, bym zaczęła go oglądać. Zamierzam powstrzymać się jednak od komentarzy, gdyż sport ten bardzo ważnym tutaj jest. (A gdzie nie jest, Kanado?) Jedyna w Kanadzie wojskowa szkoła wyższa - Royal Military College of Canada, znajduje się właśnie w Kingston. Z miastem powiązać można także zespół Moist czy lubujący się w tematyce śmierci Headstones. I Vermont niedaleko :)

strasznie strasznie dołujący numer; nie zmienia to jednak faktu, że w 1997 zgarnął Juno za najlepszy klip.


Jeżeli ktoś jeszcze pamięta, piszę dziś o sportach zimowych. Jean-Philippe Leguellec był 14. Niestety biathlon kobiecy mniej mnie pasjonuje, choć jak przypomnę sobie czerwone włosy Kati Wilhelm, to aż się łezka w oku kręci. Było minęło, global warming, śnieg się topi, a wraz z nim szanse Polaków na narodziny kolejnej zimowej 'manii', po tej małyszowej. Mamy niby Justynę Kowalczyk, ale musi chyba poszukać w sobie astmy, by dorównać konkurentkom. Zostawmy więc narty i przeskoczmy do najbardziej wciągającej dyscypliny, której fenomenu wielu ludzi nigdy nie zrozumie. Curling mam na myśli. Kiedy zasiądziesz przed telewizorem, czas znika i nagle okazuje się, że te dwa puszczone czajniki jechały do domu 4 godziny! Aż ciśnie się tu na usta żart, że woda już pewnie dawno w nim wystygła. Musiałam. Tak czy siak, kanadyjskie drużyny narodowe słyną z przepięknych dresów, długiego debatowania nad wypuszczeniem kamienia z odpowiednią siłą, w odpowiednim kierunku, pod odpowiednim kątem. Trzeba jeszcze szczotkować lód po którym się ślizga, ustawić strażników, a wszystko według szczegółowo dopracowanej strategii! I jak oni suną na tej jednej stopie! Brzmi abstrakcyjnie i dziwacznie? Wcale nie. To jest super!




Sport ten, choć wywodzi się ze Szkocji, obecnie najbardziej popularny jest w Kanadzie.
Najwięcej curlerów wywodzi się z Saskatchewan i właśnie stamtąd pochodziła Sandra Schmirler, która poprowadziła swoją drużynę po złoty medal w Zimowych IO w 1998 r. Kiedy zmarła dwa lata później na raka, ponad 15000 osób uczestniczyło w jej pogrzebie. To obrazuje wielkie znaczenie tego sportu w umysłach Kanadyjczyków. Ciekawe jak to wygląda w Quebecu... By dowiedzieć się więcej (jest tam właściwie wszystko, co można wiedzieć o Curlingu) zapraszam na stronę internetową Canadian Curling Association. Jest czerwono-biało, są wyniki, rankingi, jest historia i podstawy dla tych, którzy nie mieli dotychczas tyle wolnego czasu, by zasiąść przed telewizorem i wpatrywać się w kamienie i dresy. Jej, wikipedia mówi, że to sport ludzi z klasą, że uświadamia się tu przeciwnikowi własne błędy, a nagrodą za wygraną (prócz wielkich kwot ciężkich kanadyjskich, lekkich amerykańskich, dziurawych australijskich, bądź ogromnych europejskich, pieniędzy) jest możliwość postawienia piwa przegranym. Chcę być curlerem. Lub curlerką właściwie, tak jak zostałabym nazwana w Quebecu. Enough.



A jutro rano Eurosport zafunduje nam mniej zimną dawkę emocji - Polska pokonuje Włochy. Od siódmej.

Update:
To jednak PolsatSport i nie za dobrze nam idzie.

1 komentarz:

karutek. pisze...

ej ja lubię hokej! I Ciebie. Gdy nie śpisz całą noc i piszesz sportowe posty!