sobota, 25 sierpnia 2012

Let's take a little break.

Wakacje pełną parą (a wyrażenie te nabiera nowego sensu, gdy spędza się je w światowej stolicy Parowozów), mało więc czasu na cokolwiek innego jak nicnierobienie. Z uśmiechem na ustach zamierzam to kontynuować, a że nawet pisanie zaliczam do sportów, także notka ta będzie miała charakter tylko i wyłącznie informacyjny. 1. Żyjemy i bez studiów mamy się nad wyraz dobrze. 2. Widzimy się w październiku w Krakowie.
Przed nami jeszcze 5 tygodni słodkiego lenistwa zanim zaczniemy spalać letnie kalorie wchodząc na drugie trzecie piętro budynku na Rynek 34. Cieszmy się podróżami PKP do woli, bo po wakacjach tłumy będą mniejsze. 

Mimo że szał po Green Zoo nareszcie powoli mija uchylę rąbka tajemnicy i pokażę jak się świetnie bawiliśmy. Be dżelys.

(przepracowici wolontariusze i Tak Zwany Socalled.)

Ledwo tutaj widocznie, ale mocno i z całego serca, wspieraliśmy strajki studentów w Quebecu, co demonstrowaliśmy nosząc czerwone przypinki zrobione z ogona montrealskiego pluszowego potwora.

(tu już bardziej wymownie)

To spotkanie z rodowitymi Montrealczykami uświadomiło nam, że Quebecois chcą zmian, dążą do nich, a  wszelkie stereotypy o ich zacofaniu i ciemnych umysłach powinny zostać obalone tu i teraz. Jeżeli się chce, można wszystko. Ale o tym, mimo braku przedmiotów o tematyce kanadyjskiej, usłyszymy na pewno już w październiku. Do zo!

Brak komentarzy: