Dzień dobry, dziś u nas aż dwa tytuły. Dlaczego aż dwa w jednym? Powód jest prozaiczny: o obydwu dzisiejszych pozycjach nie mam przesadnie wiele do powiedzenia i chcę jedynie zaznaczyć ich obecność oraz polecić je, nim wypadną z głowy.
Numero uno: Alice Munro. Sympatię do niej wyrażałam już wcześniej, a proste działanie pt. kanadyjska pisarka + Nobel zaowocowało obecnością kilku książek jej autorstwa pod choinką. Przyjęłam je z otwartymi ramionami i na początek wzięłam na warsztat Drogie życie. Jak zwykle mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań, ale jak zwykle też pani Munro udowadnia, że ten Nobel nie dostał się sam. Nadal nie potrafię rozgryźć tego fenomenu: literackie miniatury pisane minimalistycznym językiem. Codzienne, zdawałoby się, sytuacje. A jednak ich siła każe wstawać godzinę przed planową pobudką, by urwać jeszcze dwa opowiadania ze zbioru przed śniadaniem. Między banałem a chirurgiczną precyzją jest cienka granica, ale Munro nigdy jej nie przekracza. Kolejny - i podejrzewam, że nie ostatni, bo następne jej książki panoszą się na półce - entuzjastyczny pokłon w stronę noblistki leci przez ocean.
Drugi punkt programu to kolejny tytuł ze stajni wydawnictwa Wiatr od morza. Był już Dostatek, przyszedł i czas na Dotyk Alexego Zentnera. Ciekawa sprawa, że realizm magiczny tak płynnie przemieścił się z upalnej Ameryki Południowej w kierunku mroźnej Kanady. A Kanada u Zentnera to zimne i śnieżne lasy północy Kolumbii Brytyjskiej od czasów gorączki złota po połowę XX wieku. To bardzo sprawnie prowadzona saga rodzinna pełna duchów przeszłości, indiańskich wierzeń i milczącej grozy nieokiełznanej natury. Nie nazwałabym tej książki rewelacyjną, ale na tyle dobrą, by na rewelacje w wykonaniu tego autora jeszcze czekać - to bowiem literacki debiut Zentnera. A ma on umiejętność opisywania zdarzeń dramatycznych w sposób, który wywołuje szczere emocje. Gdy taką samą sprawność osiągnie we fragmentach bardziej neutralnych, stanie się jednym z moich ulubieńców. Tymczasem epizod o bohaterach uwięzionych na kilka miesięcy pod śniegiem na pewno zostanie mi w pamięci (dobrze się skomponował z tegoroczną bezśnieżną zimą).
(Kanadyjczycy właśnie grają z USA w hokejowym półfinale, kciuki są trzymane)!
piątek, 21 lutego 2014
sobota, 8 lutego 2014
here we go! all eyes on Sochi!
[uwaga:
tekst pozbawiony jest obiektywizmu, jest chaotyczny i być może
narusza czyjeś prawa autorskie. z góry proszę o zrozumienie.]
XXII
Igrzyska Olimpijskie w Sochi rozpoczęły się kilkanaście godzin
temu. Jest godzina 10:00, a komentatorzy TVP Sport wydają się być
gotowi. Euforia powinna ogarniać także wszystkich Kanadystów, gdyż
już w pierwszej konkurencji mamy kilka szans na medal. Uznajmy
jednak, że olimpijskie zawody w snowboardowym Slopestyle'u mężczyzn
będą jedynie dygresją, bo jest kilka rzeczy, o których mam
większe pojęcie. (Triple
Cork Fina, noty powinny być wysokie. Trick na Matrioszce.)
Tłukąc
się TLK Kossak od godziny 6.00 marzyłam o kawie i kocyku, ale
docierając w końcu o godz. 16.00 do domu (nieokradziona dzięki
pomocy Pana z Ochrony Kolei) byłam gotowa na przeżywanie
wspaniałego Otwarcia. Podsumowując krótko to, o czym można dziś
przeczytać we wszystkich serwisach internetowych, powiem, że po
pierwszych pięciu minutach byłam przerażona i chciałam zapaść
się pod ziemię gdy piąte kółko Olimpijskie się nie
otworzyło.
Jako
osoba znająca kiedyś ruskij
ałfawit nie
byłam zaskoczona tym, że po reprezentacji Grecji, pojawiały się
flagi różnych krajów w dziwnej kolejności. Reprezentacja Kanady,
prowadzona przez hokeistkę Hayley Wickenheiser
wkroczyła na stadion Olimpijski z uśmiechami na twarzach, ajfonami
i bez flag Federacji Rosyjskiej w ręku. Co za dużo to nie zdrowo,
gdyż pierwsze kilkanaście minut Ceremoni to Putin, wciągnięcie
biało-niebiesko-czerwonej flagi na maszt, mnóstwo języka
rosyjskiego, gardłowy Hymn, nasniedogoniat i futra. Licząca 59
zawodników reprezentacja Polski zaprezentowała się bardzo ładnie,
podobnie jak Kanadyjczycy, których do Soczi przyjechało aż
220. (kończy
się konkurs, teraz Szwed, próbuję się zorientować, który jest
McMorris-o, na razie drugi. Teraz znowu Fin)
Właściwe
otwarcie rozpoczęło się po wprowadzeniu zawodników na trybuny
(nowość), dzięki czemu mogli z nami podziwiać primabaleriny,
latający pod sufitem Kreml, żołnierzy przechadzających się po
Sankt Petersburgu i szalone lata 60., których doświadczyła i
Moskwa, choć nikt nie może tego potwierdzić. Cały czas miałam w
głowie Otwarcie sprzed 4 lat, które PAMIĘTAM! I na tym polega
różnica. Jakkolwiek pochlebne by nie były opinie na temat
Ceremonii w Sochi, ten monumentalizm, perfekcja i emocje nie do końca
mnie zaskoczyły. Specjaliści od autoreklamy pewnie przyznają
Federacji Rosyjskiej ocenę bardzo dobrą, moim zdaniem powinni
walczyć o szóstki, stypendium i książki z wyróżnieniem. Takowe
według mnie się im nie należą. By nikt nie mógł zarzucić mi
subiektywizmu dodam, że 4 lata temu GrabCanada nie istniała, a ja
nie wiedziałam, że w Kandzie rząd odpowiedzialny jest przed
Parlamentem. (Kanada
ma pierwszy medal! Brąz w slopestyle'u wywalczył Mark
McMorris!)
Vancouver
2010. Vancouver było piękne. Otwarcie pamiętam do dziś, było na
bogato,
było wesoło (w
Soczi Justyna się wywróciła!). Igrzyska,
w imieniu Królowej Elżbiety, otworzyła Gubernator
Generalna Michaëlle
Jean. Znicz olimpijski wyglądał jak Liść Klonu, olbrzymi
migoczący miś był maskotką, a Johnny
Lyall na początek spektakularnie przeskoczył olimpijskie okręgi. Wayne Gretzky zapalał znicz, a Donald Sutherland był narratorem. Nie zabrakło
oczywiście ukochanej przez wszystkich Nelly Furtado (British Columbia),
Bryana Adamsa (Ontario), Garou (Quebek aka. Kubek) czy urodzonej w Halifaxie, Sarah McLachlan. Każda prowincja miała swoje 5 minut. Flagę wnieśli kanadyjscy
Mounties, a "O Canada" zabrzmiało w dwóch językach. Usłyszeć można było także utwór "Hallelujah", który przecież jest piosenką o śmierci. Widocznie ta piosenka Leonarda Cohena zapisała się w świadomości ludzi tak bardzo, że ten szczegół stał się nieistotny. Nie można zapomnieć także o minucie ciszy i zadedykowaniu wydarzenia reprezentantowi Gruzji, saneczkarzowi Nodarowi Kumaritashviliemu, który zginął wcześniej tego samego dnia uderzając w słup na torze. Reprezentacja Gruzji pojawiła się z czarnymi opaskami na ramionach i opuściła stadion zaraz po rozpoczęciu. Reprezentantów Chin gorącymi owacjami przywitali ich rodacy, których w Vancouver jest wielu. Wszyscy machali zarówno chińskimi jak i kanadyjskimi flagami, dlatego wybaczam im dzierżenie w ręku flag rosyjskich w dniu wczorajszym. W
historii zapisali się także przedstawiciele ludności rodzimej,
którzy nie tylko powitali wszystkich kibiców i uczestników, ale
zajęli miejsca zaraz za panią Gubernator i premierem Harperem. Dla porównania,
wczoraj kamera pokazywała tylko prezydenta Putina, panią blondynkę (byłą bobsleistkę) i słabą reprezentację polityków z innych państw. Kanadyjskiej
reprezentacji nie było.
całe 3 godziny Ceremonii Otwarcia Vancouver 2010
Justyna Kowalczyk była 6., Norweżki i Szwedka na podium. Nudy. Skoro
dotarłam jakimś cudem do polskiego akcentu, to przypomnijmy, że
Vancouver to 3 różnokolorowe medale Kowalczyk, srebra Adama
Małysza, brąz polskich łyżwiarek szybkich, a także zwycięstwo w klasyfikacji medalowej reprezentacji Kanady (mimo mniejszej ilości medali
niż np. USA) z 14 złotymi medalami. W tym roku liczą na poprawę
tego wyniku; nie ukrywam, że też na to czekam. Hokej w wydaniu
żeńskim zaczął się już dziś (Amerykanki pokonały Finki), a
mężczyźni zaczną śmigać już we środę. Muszę sprawdzić
jeszcze curling, ale na dziś liczą się tylko skoki. Rekomenduję
oglądanie Telewizji Polski zamiast poobiedniej drzemki. Proszę się
nie obawiać, TVP za reklamę mi nie płaci. Przez to nie pojechałam
do Soczi i zostaje mi tylko spędzanie czasu z pilotem do telewizora,
kołdrą i świadomością zakończenia egzaminów, w domu. Również
nieodpłatnie polecam piękne Wielkopolskie tereny oraz wolsztyńską
Parozownię (tutaj!). Brakuje nam tutaj nie-Niemców i
nie-Japończyków. Przyjeżdzajcie! (lokalny patriotyzm, miłość do
curlingu <3 i zbyt długie odpowiedzi na proste pytania to część
mojej osobowości i nie będzie to zaskoczeniem dla naszych
czytelników)
Pozdrawiam koleżankę K.P, której słońca nie brakuje. Mam nadzieję, że na południu Europy mają kanały sportowe i po powrocie będziemy miały mnóstwo tematów do dyskusji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)