czwartek, 26 czerwca 2014

Pontypool

Myślałam naiwnie, że Kanadyjczycy nie mogą mnie już niczym zaskoczyć, ale gdy dane jest mi obejrzeć kanadyjski horror/thriller psychologiczny, gdzie między wierszami pobrzmiewa symboliczne poparcie dla separatyzmu quebeckiego, przypominam sobie, że ze strony Kanady czeka mnie jeszcze wiele niespodzianek!

W 2008 roku Bruce McDonald, reżyser z Ontario, wziął na warsztat powieść Pontypool Changes Everything Tony'ego Burgessa (również Kanadyjczyka) i przerobił ją na film. Trzeba przyznać, że wziął się za to w wielce oryginalny i interesujący sposób: momentami trudno bowiem w przypadku Pontypool mówić o filmie kinowym - o wiele więcej ma w sobie ze słuchowiska radiowego. Taka Wojna światów na nowy wiek. (Wikipedia podpowiada mi, że prawdziwe słuchowisko faktycznie również nagrano, równolegle z filmem i może warto tą wersją się właśnie zainteresować). 

Akcja rozgrywa się w całości w piwnicznych pomieszczeniach będących siedzibą lokalnej rozgłośni radiowej w maleńkiej mieścinie na granicy Ontario i Quebecu, gdzie podstarzały prezenter Grant Mazzy (co to lubi sobie polać whisky do kubka z kawą i czasy radiowej sławy ma już za sobą) prowadzi poranną audycję przy wsparciu pani wydawcy - Sydney - i asystentki, Laurel-Ann. Dzień jak co dzień na zimnym odludziu. Tymczasem, wśród informacji o rozkładzie jazdy autobusów i szkołach zamkniętych z powodu zamieci, do radia zaczynają napływać szczątkowe i niejasne wiadomości o zamieszkach w mieście i dziwnym zachowaniu mieszkańców...

Pomysł jest naprawdę bardzo dobry: zamknąć bohaterów w maleńkim studio, przekazywać informacje poprzez telefony, komunikaty i doniesienia od korespondenta i świadków. Taka formuła wymaga też sporego skupienia ze strony widza: trzeba słuchać :) (co bywało męczące, gdy wszyscy mówili naraz, charczał głośnik i jednocześnie szeptano przez telefon!). Klaustrofobiczna atmosfera i zagrożenie z zewnątrz też wpływają na korzyść.

Wszystko to brzmi zachęcająco. A jednak: nie zachwyciło. Początkowa ekscytacja formułą  nie wystarczyła, by przyspawać mnie solidnie do ekranu (plusem filmu opartego na rozmowach jest to, że spokojnie można go dooglądać gotując obiad). Było trochę śmieszne, trochę strasznie, na pewno bardzo kanadyjsko, ale mogłabym żyć nie obejrzawszy Pontypool. Jednakże możecie nie przejmować się moją amatorską opinią! Dajcie filmowi szansę - recenzje w świecie Internetu są przeważnie pozytywne.




Przy okazji: witajcie po długiej przerwie! Wakacje dobrze na nas wpływają.