środa, 1 października 2014

Wielki Finał


Pierwszy października motywuje do pracy. Zwłaszcza jeśli jest to ostatni Pierwszy Października, który przeżyjemy jako dumni studenci Amerykanistyki UJ. Doskonale pamiętam ten dzień 4 lata temu, gdy jako mała zagubiona owieczka trafiłam do Auditorium Maximum na Uroczyste Otwarcie Roku Akademickiego, a stamtąd, z mapą w ręku, pognałam na Rynek 34. Wdrapując się po przeklętych schodach trafiłam do sali numer 6, by zostać pięknie powitaną przez Opiekuna Roku Pierwszego. Wszyscy lustrowaliśmy się nawzajem szukając pary przyjaźnie patrzących oczu, które mogły okazać się kompanami na resztę życia.

Moja pierwsza uniwersytecka przyjaciółka już z nami nie studiuje, ale dzięki temu, że okazała się być rodowitą Krakowianką, miałam nieco ułatwiony start. Chyba nigdy jej nie podziękowałam za darmowe oprowadzanie po Hucie oraz pokazanie miejsc z kawą, do których chodzę do dziś. O klubach, w których bywałyśmy będę opowiadać swoim dzieciom jedynie ku przestrodze albo w formie anegdoty, jednakże zgodnie z maksymą wszystkich studentów "niczego nie żałuję" nie mogę się tego wyprzeć. Jakby nie było, dzięki klubowemu doświadczeniu wiem, że są ciekawsze rozrywki w tym mieście. Studiowanie na przykład <3

Pierwsze tygodnie zajęć pamiętam jako bardzo wczesne wstawanie. Mieszkałam w akademiku (historie rodem z horroru opowiadałam już chyba wszystkim. W moim przypadku to ja byłam o krok od popełnienia zbrodni. Wszystkie wydarzenia są odtwarzane w mojej z podkładem muzycznym będącym soundtrackiem z filmu Amelia, który to film moje współlokatorki oglądały codziennie. Jeśli ktoś chciałby mnie torturować to wyrywanie paznokci nie sprawi mi takiego bólu jak te dźwięki). Geografia, filozofia, w-f i informatyka na 8.00. Aleksandra T. mówiąca, że to prądy morskie powodują takie a takie zarybienie. Polecenie w zadaniu na TI, gdzie pojawia się określenie "na nogach", którego imigrant z Wielkopolski nie widział na oczy. Czas pokazał, że można nauczyć się go używać. Wszyscy kolegują się z ludźmi ze swojej grupy i generalnie nie lubią ludzi z innych. Nie znamy się, jeśli ktoś się wyróżnia to się obgadujemy. Ogólnie jesteśmy w gimnazjum.

Niewiele zajęć musiało minąć, bym poznała Karolinę P., bowiem było to zaraz po jej powrocie z choroby prosto na zajęcia z Historii Filozofii. Zabrzmi to ciekawie, ale chyba dokładnie 9 miesięcy później narodziła się Grab Canada. Nasze dziecko ma dwie mamy.
Pierwszy rok to także przedmiot ze słowem Kulturoznawstwo w nazwie (ha, zaskoczeni?), na który przyniosłam lalkę Barbie. Ula R. miała prezentację o kotkach (był to chyba jednak inny przedmiot, tego nie pamiętam; w przeciwieństwie do samej prezentacji). Była też pierwsza integracja, którą zakończyłyśmy z panną(!) Pietrzok grając w chrześcijańską grę planszową w oryginalnym miejscu będacym do dziś mekką kawek i herbatek Amerykanistyki-w Spokoju.

Po pierwszym roku wciąż były osoby, których się nie kojarzyło, z którymi nie wyszłoby się na piwo, których nie miało się na fejsbuku. Dziś to co innego. Osoby niepalące wdychają dym z trzeciego z rzędu papierosa by dokończyć zaciętą dyskusję po zakończonym pół godziny wcześniej wykładzie. Gdybyśmy mieli w nawyku ściąganie i gdyby było one w naszym Instytucie możliwe-wszyscy mielibyśmy te same odpowiedzi. Łącznie ze złymi; bo tak sobie ufamy. Wielu z tych ubranych w polary i trampusie dzieciaczków wytrwało. To już piąty rok i nikt mi nie powie, że studia nic nie dają, bo poza tym, że melodramatycznie wplotę w to zdanie słowo przyjaźń, pochwalić się możemy znajomością tysiąca definicji słowa kultura, szerokim rozumieniem ideologii dżender ("znałem gender zanim stało się modne"), wielokrotnością oglądania przez nas filmów D.W.Griffitha czy znajomością faktów dotyczących tonażu zbrojeń floty amerykańskiej w czasie I WŚ. Najważniejsze jest jednak to, że gdyby ktoś w środku nocy zbudził nas i zapytał o przyczyny patriacji Kontytucji czy datę ustanowienia nowej flagi z Liściem Klonowym, mielibyśmy do kogo zadzwonić, by takie informacje zdobyć.

Miałam pisać o filmie, który wczoraj widziałam, ale fejsując od godziny z "koleżanką od bloga" nadeszła owa melancholia, która w połączeniu z pobudką o godzinie 5.30 z powodu bólu zdrowego zęba, urodziła pełną wspomnień notkę. Uroniłam też łzę, nieostatnią zapewne w tym roku.


Brak komentarzy: