czwartek, 13 października 2011

the first week oczyma tej drugiej

Salut!! Z dumą i łzą wzruszenia oświadczyć pragnę, że choć wakacje się skończyły, my - panna (!) Pietrzok i odrzucająca propozycje małżeństwa dla paszportu (zgodnie z definicją self-made (wo)man) panna Radziszewska uśmiechają się od ucha do ucha próbując wygrzebać się spod grubych kołder (bądź pożyczonych śpiworów) by popędzić na zajęcią. Rynek 34 przywitał nas działającym ogrzewaniem, zapomnianą już, zadyszką oraz uśmiechami współstudentów, które uświetniły słoneczny poranek. Wszyscy się za nami stęsknili and so did we. Zaczęliśmy od Historii Filmu Amerykańskiego. I to tyle. Pozwólcie, że zmienię ton wypowiedzi, bo cukier tuczy i jest drogi.

Tak jak Karolina wspomnieć zdążyła, mimo miliona wakacyjnych wojaży nie udało nam się przekroczyć granic Kanady. Nic to jednak, gdyż jak wiadomo gonienie króliczka potrafi być, co najmniej, równie przyjemne co jego złapanie. Zadanie to ciągle zapisane jest grubą czcionką na mojej tablicy z rzeczami do osiągnięcia przed 21. urodzinami). Tak czy siak (kolokwializm, który dyktowany jest późną porą, którą znowu spróbuję się wytłumaczyć), jeżeli ktoś nie przepada za tym północnoamerykańskim krajem może czuć się nieco przytłoczony ilością wiedzy jaką będzie musiał przyswoić, aby zdać wszystkie egzaminy w sesji zimowej. Proszę wybaczyć, ale na razie nie byłam w stanie zapamiętać ich nazw. Wszystkie będą na pewno ekscytujące, a może i więcej osób przekona się do Kanady na tyle, że zacznie czytać naszego bloga.


Dokonałam właśnie zapisu na kurs, w ciągu którego Quebecois powtarzać będzie na na tyle często, że może wreszcie zapamiętam jak się to pisze. Mam nadzieję, że na wyżej wymienionym kursie dowiem się dlaczego Kanadyjczycy, których ostatnio miałam okazję poznać nie rozumieli nic z tego, co do nich mówiłam. Nie chodzi bynajmniej o mój akcent czy znajomośc słownictwa, uwierzcie mi, proszę. Podobno 20% mieszkańców tej pionierskiej Prowincji używa tylko języka francuskiego. Myślałam jednak, że skoro Celine Dion potrafi zaśpiewać I will always love you nienaganną angielszczyzną, oni będą w stanie znaleźć drogę na Main Square po moim 'turn right and then trun left'. No cóż, całe życie się uczymy. Ta lekcja nauczyła mnie, że Miasto Quebec i Montreal tak, ale tylko na weekendowe eskapady w razie upałów na wyspie Vancouver. Wiemy już, że podróż z zachodu na wschód możliwy jest tylko dzięki 8000km linii dróg kołowych lub dwudobowej podróży w wagonie z miejscami sypialnymi, które, szczerze sobie życzę, w lepszym są stanie niż pociąg relacji Kołobrzeg-Przemyśl, którym to miałam wątpliwą przyjemność podróżowania czterokrotnie w ciągu ostatnich 14 dni. Reszta w notatkach ze Środowiska Geograficznego.

Jako największy na świecie obrońca przyrody i środowiska naturalnego (każdego dnia od 6 rano można spotkać mnie nad Wisłą karmiącą łabędzie, dwa razy do roku jeżdzę do Augustowa napawać się widokiem Kanału póki istnieje w tak urokliwej formie, jem tylko to co spadnie z drzewa, nie używam komunikacji miejskiej ani samochodu (tu osoba znająca mnie nawet ociupinkę w końcu znajduje sarkastyczny charakter tej wypowiedzi), jestem dumna z kanadyjskich aktywistów. Jak to się dziś okazało, to Kanada jest oczyzną Greenpeace! Ta organizacja dbająca o środowisko i ogólną zieleń naszej planety została założona w Vancouver. Wiecie, że 99% Kanady to tereny naturalne? Nic a nic nie zmienione przez żądnych władzy i pieniędzy ludzi! Piękne, dziewicze tereny, których jedynym minusem jest odległość od najbliższego McDonald'sa. Żartuję, nie jestem przecież dzieckiem Ery Konsumpcjonizmu. Wracajać do wszystkiego co dalej niż 160km od granicy ze Stanami, trzeba przyznać, że przemierzanie tej zalesionej, skutej lodem czy ogarniętej ogromnymi wodami przestrzeni może być niełatwym zadaniem. Nie mogę powiedzieć, że się tego podejmę, aczkolwiek marzy się. Problem może stanowić jednak brak dróg i ich kiepski stan (o tym będąc Polką mogę co nieco powiedzieć), a także dzikość tej natury, która mimo swego piękna może być przerażająca. Szczególnie dla kogoś, kogo wizyty na wsi ogrnaiczają się do wyjedzenia wszystkiego co ostatnio urosło, zabrania wałówki do siebie i biegania po polach plotąc wianki. Wspólnie dziś stwierdziłyśmy, że w konkursie na fotograficzne polowanie na łosia udziału nie weźmiemy, ale ze skał w Nowej Szkocji poskakać do wody możemy. Od dziś przyjaźniej patrzeć będę na ubranych w zielone kubraki gagatków atakujących mnie na Szewskiej w drodze na zajęcia. Te kubraczki są w Kanady! A przepiękna, ogromna i nieodkryta dotąd kraina lasów i jezior przypomina mi Wielkopolskę (w skali 10000:1 pod każdym względem), tak więc wspieram, popieram i mówię stanowcze YES/SI (poprawność polityczna przede wszystkim)!

2 komentarze:

karutek. pisze...

Kocham Cię!
('si' to chyba nie po francusku :D)

jradziszewska pisze...

wg googletranslate własnie jest. zaufałam Ameryce.