Przez 5 dni po Toronto spacerować będzie, bagatela, ośmiuset wykonawców. Ośmiuset. Osiemset zespołów, singer/songwriterów, w towarzystwie dźwiękowców, obsługi technicznej i wolontariuszy. Do tego nieprzebrana rzesza uczestników. Wszyscy znajdą dla siebie miejsce w jednym z 55 klubów/przestrzeni biorących udział w festiwalu, ale miasto i tak pękać będzie w szwach.
Co jeszcze zachwyca? Niebywały eklektyzm w doborze wykonawców. Próżno szukać klucza, według którego stworzono ten szalony line-up, być może dlatego, że wedle wszelkich przesłanek takowy nie istnieje. Dlatego kanadyjski szczęściarz będzie mógł wybrać się zarówno na przegląd debiutantów Best of Alberta, noc z quebeckim housem, obejrzeć na żywo Janet Jackson (no kidding), jak i eksplorować niezliczone eksperymentalne i awangardowe projekty z całego świata. Tak, naprawdę całego: Polska również ma tam swoich przedstawicieli. Naszymi reprezentantami w tym muzycznym piekiełku będą Pustki i L.Stadt.
Przyjmując, że rozmiar ma znaczenie: Kanada wygrywa. Jeśli nie ma? Też wygrywa, oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz