Jak już zdążyłyśmy ustalić, Kanadą do końca nasycić się nie da. Zawsze pozostaje pewna luka, której nawet my, zakładając, że nasz blog będzie żył także i po zakończeniu tego roku akademickiego, nie zdołamy wypełnić. Cowieczorna doza kanadyjskiej literatury do poduszki przestała nam wystarczać. Prócz zajęć obowiązkowych (pilne studentki UJ z notatkami uporządkowanymi dzięki sklepowi papierniczemu na Krupniczej), zorganizowałyśmy sobie kilka dodatkowych. Jednym z nich jest ten blog. Każdy wie, że Kanada to zielone wzgórza, wielkie, niezamieszkałe, pokryte lodowcem tereny, Indianie, język francuski, Celine Dion i syrop klonowy. My postaramy się udowodnić, że to także wielokulturowość, utalentowani ludzie, bliskie naszemu sercu problemy, wielka wyobraźnia i niezwykłe pomysły, zamykające się w formie, która, na nasze nieszczęście, w Polsce nadal jest tak słabo dostępna. Tyle tytułem wstępu. Przejdę do rzeczy, co by nie zawieść wspólnika.
Generalnie powinnam ukryć fakt, że tak długo zwlekałam z tą niżej zamieszczoną informacją, aby (z sobie tylko znanego powodu) ograniczyć ilość widzów jutrzejszego seansu. Przyjmijmy za oficjalną wersję z zepsutym komputerem. O co chodzi? Już mówię/piszę. Jak powszechnie wiadomo, w czasie wolnym (prócz wylegiwania się całymi dniami w łóżkach, zwiedzania podziemi Wawelu i towarzyskich rozmów o polityce i kulturze wysokiej), czytamy, piszemy, mówimy o naszej nowej fascynacji - Kanadzie. Z pomocą w zgłebianiu tajników szeroko pojętej kanadyjskości przychodzi nam nasze wydziałowe Koło Naukowe (here!), które przy współpracy z Zakładem Kanady UJ oraz Ambasadą Kanadyjską postanowiło zorganizować pokaz filmów o tematyce północnokanadyjskiej oraz arktycznej. Pierwszy z nich, który zaprezentowany zostanie już jutro, tj. 7 marca w sali nr 34 w Instytucie (Rynek 34.), to To, czego potrzeba do życia. Jest to film fabularny z 2008 roku w reżyserii Benoît Pilona, który w 2009 nagrodzony został kanadyjskim Oscarem - Nagrodą Genie, w kategorii Najlepszy Reżyser za ten właśnie film. Prócz niego statuetkę otrzymał m.in. także odtwórca głównej roli Natar Ungalaaq. Co ciekawe, aktor ten to uznany w Kanadzie rzeźbiarz propagujący kulturę Inuitów. Rzeźbi także w owocach! Trzeba będzie mu się dobrze jutro przyjrzeć. Opis filmu znaleźć można na stronie wydarzenia na facebooku, nie będę, więc, się powtarzać. Polecam jednak obejrzenie Tego, co potrzeba do życia z czystym umysłem, zaprzatniętym jedynie słowem wstępnym kolegi Macieja Badury - przewodniczącego sekcji filmowej Koła Naukowego Amerykanistyki UJ. Z tego, co mi wiadomo, jest on także wielbicielem Kanady, nie ma się więc o co martwić (wstęp jest wolny). Nic, tylko z uśmiechem na twarzy zjawić się jutro - 7 marca, o godz. 16.30 - w Instytucie, by zapewnić sobie (mam nadzieję) 102 minuty dobrego, geograficznie zimnego kanadyjskiego kina, które koniec końców będzie jak dobre wino w marcowy wieczór. Albo gruby, puszysty koc. Chyba mi zimno.
Na jutrzejszy pokaz zapowiedziało się 32 gości, w tym my, oczekujące jutra z nutką niecierpliwości i podniecenia. Czekajcie na poprojekcyjne wrażenia, które na pewno opublikujemy za pomocą GrabCanada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz