poniedziałek, 27 czerwca 2011

i've got you 'till you're gone

30 maja Wolf Parade wyszli na scenę klubu The Commodore w Vancouver i zagrali swój ostatni koncert, łamiąc tym samym moje wrażliwe serduszko. Oczy zaszły łzami, bo nigdy nie było mi dane zobaczyć ich na żywo, choć przecież tyle razy wydawało się, że nic nie stanie już na przeszkodzie. Koncert w Polsce został paskudnie odwołany DWA RAZY (w tym raz, gdy byłam już umówiona na wywiad ze Spencerem, mieliśmy rozmawiać o muzyce, opowiadać sobie kawały i zostawać najlepszymi przyjaciółmi). Raz wybierałam się do Pragi czy innego Berlina, lecz ostatecznie wygrały inne zajęcia i przekonanie, że kto jak kto, ale Wolf Parade musi odwiedzić nasz nadwiślański kraj prędzej czy później (chociażby dlatego, że afekt dla nich podziela ekipa Front Row Heroes).
Niechaj będzie to dla nas nauka na całe życie! Nie należy odkładać realizacji planów, bo potem okazuje się, że niektórzy wolą grać w piwnicy na klawiszach swoje 30-minutowe post-drum'n'bassowe (cokolwiek to właściwie znaczy) kompozycje niż przylecieć i zagrać kilka hitów ku radości tłumów.

A tak było w Vancouver w ten mroczny dzień:
Och, Spencer. Dlaczego nie chcesz już grać moich ulubionych piosenek, dlaczego ważysz dwa razy więcej niż w dniu, w którym Cię poznałam, dlaczego mówisz w wywiadach, że Wolf Parade nie ma już przyszłości? Wszak wiesz już, że Expo 86 została przez czytelników Pitchforka umieszczona wśród 10 najbardziej niedocenionych płyt roku 2010. Lessie, wróć.

[Koncert w Vancouver zakończył się wejściem fanów na scenę, co byłoby niebywale wzruszające i zapewne łza po policzku by spłynęła, gdyby nie fakt, iż towarzyszyło temu wykonanie Knocking on Heaven's Door, od czego powariowały moje czujniki zażenowania, więc nie umieszczam].


Będę tęsknić!

Na pociechę: połówka Wolf Parade w postaci Handsome Furs odwiedza nas znów, już w październiku, to drugi raz w tym roku! (To ta połówka, w której nie ma Spencera Kruga, nie widać też Polski na rozpisce Moonface).

<3 <3 <3

Brak komentarzy: