piątek, 7 września 2012

*

OK. Jesień oficjalnie nadeszła, a wraz z nią pojawiły się wełniane skarpetki do spania i komin na szyi. Nie mogłam się powstrzymać od wpisania w google.com hasła Canadian+Sweater, dzięki czemu poznałam kolejny symbol, za który powinien zostać przyznany punkt na egzaminie z Problematyki Kanadyjskiej (czytajcie nas drugoroczniaki). Zimne wieczory umila nam pan przyjaciel telewizor, który niejednokrotnie zaskoczył mnie tym jak bardzo dobrze zabija czas i wydajność mózgu. Wczoraj zachęcona wyłapaniem słowa Kanada w miejscu ukazującym kraj produkcji, obejrzałam kolejny film dokumentalny, który sprawił mi przyjemność. A pomyśleć, że jeszcze kilka lat (naprawdę LAT; od czterech, co najmniej ,je uwielbiam) temu uważałam, że ogląda je tylko mój dziadek i tylko kiedy lecą na Discovery Science. "101 Zamachów na Hitlera" i "Skarby Atlantyku" znamy na pamięć. Tak więc zachęcona tym, że Wielka Księżna Olga Aleksandrowna umarła w 1960 r. w Toronto, obejrzałam ponad godzinny film, do czego zachęcam wszystkich. Olga wyjechała do Kanady z powodów politycznych. Na miejscu obracała się w kręgu rosyjskich intelektualistów żyjąc na farmie, malując obrazy. Z dworskiego przepychu do krowiego łajna, ale tak naprawdę od wielkiej depresji do radości czerpanej z życia i prawdziwej miłości. Nie wiem, czy łatwo jest się przyzwyczaić do takiego regresu społecznego, ciężko natomiast wyobrazić sobie skarbiec carskiej rodziny jeżeli już na przełomie XIX i XX wieku posiadali oni kamerę, która uwieczniła większość część koronacji brata Olgi, Cara Mikołaja II. Co kręcili wtedy w Kanadzie? Jeszcze nic.
(koronacja Mikołaja na Cara Rosji 1896)

Rosjanie z pewnością uparliby się, że urządzenie filmujące wynaleźli sami, wierząc w to tak samo mocno jak w to, że Putin potrafi wskazać żurawiom odpowiednią drogę. Wracając do filmu, polecam go tym, którzy czerpią przyjemność z poznawania przeszłości z czarno-białych fotografii, wielbicielom historii miłosnych i przepychu (suknia ślubna za 35 tys. rubli, gdzie dla porównania jedna cenna, luksusowa krowa kosztowała 4 ruble?!) oraz wszystkim tym, których wiatr i siąpiący deszcz zatrzymały dzisiaj pod kołdrą. To jest właśnie magia filmów dokumentalnych - dziś nie umiem sobie odpowiedzieć co spowodowało, że wysiedziałam dwie godziny, a w czasie reklam nie przełączałam kanału. Dziś jednak zechciało mi się o tym napisać. Chyba o to chodzi. 

Z zupełnie innej beczki napomknę tylko o wielkim powrocie wielkiego Bena. Uważam, że nie ma koncertu Bena Caplana bez Olgi Kwaczyńskiej, ale skoro koleżanka wybiera Holandię, przyjdzie nam wszystkim bawić się bez niej. Oficjalnie ogłoszę, iż koncert odbędzie się 28. września w Rozrywkach 3. Front Row Heroes (oraz wszyscy cudowni wolontariusze) serdecznie zapraszają! Będzie się bawiło. No i piło. 


*Notka powstała dzięki niechęci do raportu z Kostaryki, który piszę od maja. Jeżeli znacie kogoś, kto regularnie pisuje raporty na to państwo, dajcie mi proszę numer. W zamian obiecuję wafelka, herbatę na piękno lub 1/20 pewnych używek, których pudełko jest dziś wściekle różowe.

Brak komentarzy: