wtorek, 29 listopada 2011

he dresses like a robot

Zachcianka tygodnia! Stephen Harper Colouring and Acitivity Book autorstwa rysownika Dave'a Rosena.

A w środku:
Build a G8 Gazebo
Pick a Supreme Court Justice
Re-Brand Canada
Complete a Tar Sands Pipeline
Paper dolls
Connect-the-dots
Mazes
…and much, much more!




Można sobie pokolorować przy biureczku (którego nie mam). A wildly irreverent poke at Canada’s Prime Minister that lays waste to everything from Stephen Harper’s hairdo to that most sacred of national pastimes – making fun of Stephen Harper’s hairdo. Na listę życzeń!

Chciałam napisać jeszcze eony innych rzeczy, ale wi-fi na pokładzie PolskiegoBusa nie wyrabia z przetwarzaniem niezbędnych informacji. Zatem pozdrawiam z autostrady A4, gdzie umieram z głodu i fantazjuję o owsiance z syropem klonowym. Którą polecam serdecznie miłośnikom pełnowartościowych posiłków pod postacią ciepłych glutów (cześć)! Jest obezwładniająco dobra.

niedziela, 27 listopada 2011

kanadakanadakanada

Koleżankę Karolinę Pietrzok utożsamiam z nadprodukcją. Zmotywowało mnie to na tyle, że zalogowałam się sama i oto jestem. Dostałam pozwolenie z góry na troszkę prywaty, tak więc jeżeli ktoś nadal uosabia nasze dziecko z projektem naukowym tylko i wyłącznie, niech raz dwa zmyka do wpisów sprzed miesięcy kilku. One też są świetne!
Dwa dni temu skończyło się bycie nieodpowiedzialną smarkulą. Wszystko to, co jest for teens już mi się nie należy. Płakałam, szukałam zmarszczek na twarzy, pierwszy raz w życiu pomyślałam, że kupowanie pianek Jojo Marshmallow i zjedzenie ich zaraz po zapłaceniu mi nie przystoi. Z nerwów sprzątałam, dla odstresowania wybrałam się też na Thanksgiving, gdzie pewien wesoły już młodzieniec z Idaho stwierdzić śmiał, że jest to the worst Thanksgiving ever. Proszę jednak czytać dalej! Po naszych (równie wesołych) próbach przekonania go, że jest super, obiecał dać polskiej wersji ICH narodowego święta jeszcze jedną szansę. I udało się! Spotkałam go wczoraj na Brackiej i przyznał, że choć z potraw, które znalazłby na stole w Stanach, odnalazł tu tylko jajka z keczupem, bardzo mu się podobało. Im później, tym bardziej. Dodał też, że były to jego pierwsze Święta bez debetu na karcie kredytowej i futbolu w telewizji. Instytut Amerykanistyki UJ dba o ludzkie oczy! Następnym razem zatroszczmy się jeszcze o głowę i będzie perfekcyjnie. No, prawie.

Teraz nastąpi moment, w którym będę dziękować, chwalić się i wyznawać miłość, więc jeśli ktoś nie przyswaja cukru, jest twardym, poważnym człowiekiem, który śpi na betonowej podłodze lub igłach postawionych na sztorc, może sobie odpuścić.
Wiem, że to dopiero drugi rok, kiedy obgadujemy ze sobą wykładowców, pożyczamy od siebie notatki, narzekamy na długość tekstów czy sens treści w nich zawartych. Wiem, że nie wszyscy świadomi byli mojej/naszej fascynacji Kanadą czy też istnienia tego bloga. Wiem, że niewiele osób wiedziało o zazdrości, jaka przeniknęła mój organizm, gdy dowiedziałam się, że Ona ma flagę Kanady w domu, a ja nie. Na całe szczęście są na tym świecie Urodziny i młodszy brat, który słuchać już nie może coraz to nowych ciekawostek odkrywanych przeze mnie z wypiekami na twarzy. Dzięki niemu właśnie posiadam swoją flagę na zawszewszędzie i aż do śmierci! Jest duża, piękna i biało-czerwono-biała! Dobrze, rozumiem te prychnięcia i wypowiedzi w stylu: "Ok, gerl. To Twój brat, zna Cię 16 lat, zresztą pewnie kazałaś mu nauczyć się na pamięć każdego swojego marzenia i planu, bo przecież i tak przypominać Ci musi o najprostszych sprawach, bo twoja samoorganizacja znana jest ze swojej beznadziejności". Proszę bardzo. Co wy, wszyscy sceptycy tego świata, powiecie na to, że to dzięki osobom znającym mnie zaledwie kilka miesięcy nie zgubię się już w Montrealu, a chodzące zwierzę-symbol Kanady, znajduje się w ramce na parapecie? Prócz tego zapraszam na kanadyjską żurawinę, mnóstwo czekolady i grzane wino z reniferowego kubka (nadal promuję miłość do śniegu i lampek choinkowych wśród znajomych)!* Brakuje tylko biletu na któreś z kanadyjskich lotnisk, ale rozumiem, nie chcecie mnie rozpieszczać. Poczekam, w końcu zostało jeszcze kilka osobowości, których prezenty jeszcze nie dotarły.
(Musicie mieć teraz wrażenie, że dziewczyna jest materialistką. I tu się mylicie! Niestety cała reszta piątkowego wydarzenia kulturalnego jak najbardziej polską była, a to jednak blog o Kanadzie jest i będzie.)

Na zakończenie notki obczajcie sobie (polski rap o 6.00 rano wywarł trwały wpływ na moim dwudziestoletnim umyśle) i zazdrośćcie! Meet Canada . Szybko dogadała się się z innymi souvenirami, które ostatecznie dodają 5kg do wagi zawartości mojej torebki.



*Absolutnie nie faworyzuję nikogo/niczego konkretnego. O reszcie rzeczy, przedmiotów napiszę gdy przeczytam, przesłucham, włączę do prądu, prześpię się w/z/na, wypiję, zjem, użyję w jakikolwiek sposób. Dziękuję.

Mhm, uwielbiam swój patetyczny styl, który przychodzi wraz z nadejściem północy. Oho, moja karoca jest dynią. Dynią z marchewki. Ciasto było przepyszne, dziewczyny.

I popieram. Oczyma duszy mojej widzę już śnieg po kostki i przemoczone buty.




Mimo mojego chwilowego przesycenia Prowincją Quebec przyznać muszę, że tamtejsze ulice wyglądają najpiękniej w zimie. Ależ byłby kulig. Oczywiście opieram się na video z jutjuba, a że obejrzałam ich dziś mnóstwo, uznajcie mnie za choć trochę wiarygodną. Jeżeli ktoś miał możliwość=przyjemność zapewne, spędzenia Świąt Bożego Narodzenia w którymś z miejsc usytuowanych w Kanadzie, niech podzieli się tym w komentarzach lub na facebooku :)

oh come on, just one vice - alright, it's vodka on ice

Aww yeah. YouTube okazuje się trzymać w swych czeluściach najwspanialszy z filmów! Over Canada. To jest film, który włączam na pociechę, gdy jest mi niefajnie, gdy leżę pod kocem i boli mnie gardło, gdy świat jest akurat nudny i zły. Ale gdy jest przyjazny także! Ten film raduje mnie tak bardzo, że usiłowałam przymusić do jego obejrzenia współtowarzyszy zeszłorocznego wyjazdu sylwestrowego w bezzasięgową dzicz w ramach rozrywki ostatecznej (nie rozumiem, jak mogli nie chcieć). Oglądaliśmy go także na ostatnich zajęciach z geografii przed Świętami w zeszłym roku, było zimno, ciemno i fajnie. A teraz mogą go zobaczyć wszyscy! Także Ty, opierająca się dotąd współprowadząca tego bloga Joanno R.! I życie stanie się lepsze!


34:48 - dam się tam zabrać na Święta! Do 19:59 też. A przy 22:40 to już w ogóle łkam, bo chcę. Serio, nie wiem, jak można obejrzeć ten film i nie zostać psychofanem Kanady na wieki. Więc oglądajcie i zostawajcie.

W ramach jutjubowej orgietki dorzucam jeszcze kanadyjski kawałek, którego słucham właśnie obsesyjnie, i to by było na tyle w ten słoneczny dzień. 


PS Po prawej tam gdzieś majaczy like button. Możecie nas już polubić na fb! A także w prawdziwym życiu. I dać temu upust lajkując naszego pejdża. Fajnym się posługuję idiolektem.

sobota, 26 listopada 2011

If you only got one leg then shake it / If you don’t wanna smile then fake it / If you got a potato, bake it.

Jeszcze tylko do jutra można brać udział w głosowaniu na swoich ulubieńców nominowanych przez CBC Radio 3 do Bucky Awards. Zrób to sam, zrób to dziś. Kategorie, w których wybieramy są urocze. Best New Band Name? Sexiest Artist (głosujemy na Handsome Furs, wiadomo). Best Reason To Learn French? Moja lista rośnie, a tutaj przefajne teledyski nominowane w kategorii Best Video.


Born Ruffians The Ballad of Moose Bruce

Hollerado Good Day at the Races



Said The Whale Lines (słabiuśki kawałek, ale Back to the Future FTW!)


Arkells Kiss Cam (niepokonana moc Helvetiki)


The New Pornographers Moves. Naj! Pizza z koksem i Canadians go home!


Spełnij swój obywatelski obowiązek, głosuj. Cmok.

piątek, 25 listopada 2011

Le bon vieux temps

W środę zajęcia z Wprowadzenia do problematyki kanadyjskiej poprowadził nam Luc Ampleman - przesympatyczny Québécois mieszkający w Krakowie. Przemawiał do nas wspaniałą mieszanką polskiego i angielskiego z francuskim akcentem, opowiadał o kanadyjskiej muzyce i puszczał nam indiański hip hop i akadyjskie country. 


A to niejaki Samian, Metys z północy Quebecu, lokalny patriota tworzący po francusku i w języku algonkińskim. SO MUCH AWESOME. I ten teledysk! Podobno w swoich tekstach nawiązuje do historii swojego ludu, promuje braterską współpracę i wzywa do zachowania dumy ze swego pochodzenia. Podobno, bo oczywiście nie rozumiem ani pół słowa.

To znowuż Cayouche, Akadyjczyk z Nowego Brunszwiku:


Ten brodacz spędził wprawdzie sporą część życia w Massachusetts (nigdy nie nauczę się pisać tego słowa bezbłędnie), wysłano go nawet do Wietnamu, ale w końcu powrócił do swej rodzimej prowincji i tak od lat zasuwa na harleyu i występuje. W jutjubach mają o nim nawet film, ale znowu nic nie rozumiem, bo mówią po francusku, a może nawet w dialekcie akadyjskim, któż to wie.

Na koniec trochę quebeckiej folklorystycznej cudowności i zdjęcia drwali w sweterkach.


Mógłby w końcu spaść śnieg.

czwartek, 24 listopada 2011

this is it

Indycze truchło pyka na patelni, czekam na przybycie Joanny-NieMamPiekarnika-Radziszewskiej, by potem wespół udać się na wędrówkę w kierunku ulicy Krowoderskiej. Pora na fireside chat. Dziś nasz najsłodszy i ukochany Instytut świętuje - balujemy w intencji Thanksgivingu. Mam nadzieję, że napcham się wyszukanymi pokarmami w to amerykańskie święto. Obchodzimy bowiem razem z Juesej, Kanada tymczasem już jest po - oni celebrowali tę rocznicę cudnego ocalenia już kilka tygodni temu. Piszę o tym dziś, gdyż jestem troszkę bezmyślna i byłabym skłonna się kłócić, że to święto nadejdzie dopiero za tydzień. Ale skoro już udało mi się poznać prawdę, dowiedzmy się więcej (by mądrzejszymi być za rok).

Kanadyjczycy dziękczynią w drugi poniedziałek października. W Europie nikt o tym nie wie, bo nie kręcą o tym filmów oraz dlatego, że oni sami niewiele mają barwnych tradycji, którymi można by zarazić świat. Każdy chce wciągać paszczą indyka, każdy chce sosu żurawinowego, piwa imbirowego, kukurydzy i atmosfery świąt na miesiąc przed właściwą datą. A przecież można się pochwalić - kanadyjskie święto wywodzi się z czasów o wiele wcześniejszych niż głodowe cierpienia angielskich kolonistów. Martin Frobisher dziękował tubylcom i opatrzności za ocalenie już w roku 1578! Jednak między innymi za to czule spoglądamy na Kanadyjczyków - nie rozpychają się łokciami i nie próbują być najważniejsi na świecie. Jak świętują? Trochę pojedzą, trochę pooglądają futbolu. Może ktoś w zadumie pomyśli, że fajnie być Kanadyjczykiem. Pewnie fajnie. Prawie tak fajnie, jak piec indyka z żurawiną gdzieś daleko w Polsce na cześć święta obcych ludzi na obcym kontynencie. Happy Thanksgiving!

środa, 23 listopada 2011

All I want for Christmas to makiełki!

Drodzy państwo, co my tu dzisiaj mamy?
Zimę! Białe od puszku chodniki, światełka pod Kefirkiem, szaliki wokół całej głowy, rękawiczki zawsze w torbie, rutinoskorbin brany garściami, teksty na ćwiczenia czytane pod kocem, rozgrzewająca ziołowa cynamonowa herbata w kubku z reniferem i gorączka. Jak nikt inny na świecie kocham przedświąteczną atmosferę dlatego zaraz po angielskim pędzę do drogerii kupić piernikowy żel pod prysznic!! (dziękuję K. za podsunięcie tego pomysłu) W pokoju roi się od lampek choinkowych, zamierzam także kupić prawdziwe pierniki, ale te dopisuję dopiero na piątkową listę produktów do zjedzenia "w ten jeden dzień w roku, gdy wszystko Ci się należy, a ludzie udają, że o Tobie pamiętają, bo przypomina im o tym fejsbuk".
Aby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów dotyczących obchodów Świąt Bożego Narodzenia w Kanadzie (na pewno kiedyś sami będziemy mieli okazję się przekonać jak one tam wyglądają) króciutko opiszę świąteczne zwyczaje. Jak wszyscy doskonale wiemy Kanada jest krajem multikulturowym, podzielonym wewnętrznie i z tego właśnie podziału wypływają wszelkie różnice. Quebeccy frankofoni trzymani byli w ryzach silną ręką Kościoła Katolickiego toteż dla nich święto to ma bardziej religijny wydźwięk niż dla bardziej zlaicyzowanych anglosasów. Wpływ na sposób obchodzenia Bożego Narodzenia przez mieszkańców anglojęzycznej Kanady wpływ miała kultura Stanów Zjednoczonych, a także zwyczaje przywiezione jeszcze z Europy. Święta są tu bardziej skomercjalizowane (wait for me! i'm coming!), sukcesy odnosi płyta Michaela Buble Christmas, która już tydzień temu zajmowała pierwsze miejsce w ogólnokanadyjskich rankingach! Ta sama płyta w Quebecu pokonana została przez dwa francuskojęzyczne albumy. Kanadyjczycy z angielskiej części Kanady podobnie jak Kevin, którego zostawili na święta samego w domu, prezenty zostawione w nocy przez Mamę lub Świętego Mikołaja odpakowują rano. Później niektórzy wybierają się na mszę, po czym jest czas na świąteczny obiad w ustrojonych gałązkami jemioły, domach. Następnie objadają się mięsem, którego dzień wcześniej starają się nie jeść (to troszkę odstrasza, prawda? u Mojej Babci jest wprawdzie podobnie, ale idąc za radą brata ogłaszam wtedy strajk głodowy i z litości dostaję bochenek chleba z pasztetem i szynką na śniadanie, kawał golonki lub flaki na obiad oraz żołądki na kolację). Wszystko to dzieje się przy akompaniamencie dzwoneczków, keyboardu lub piosenek Michaela Buble z płyty zatytułowanej Christmas. W tym samym czasie, a właściwie dzień wcześniej, 24 grudnia narodziny Jezusa celebrują Quebecois, którzy przed wyjściem na pasterkę zostawiają w domu żłóbek, który po powrocie wypełniony jest już ludźmi i zwierzętami, które ludzie ci przyprowadzili. Po co przyszli? Pewnie po to, aby zwinąć coś z suty zastawionego stołu, gdyż to właśnie teraz przychodzi czas na posiłek. Tak drodzy państwo - mieszkańcy Quebecu jedzą po 19! Zdarza im się to na szczęście tylko w Wigilię toteż pozostają fit. Quebec jest drugą po BC najszczuplejszą prowincją Kanady, a aż 3 z 10 najzdrowszych regionów kraju to regiony Laval, Montreal i Estrie znajdujące się w Quebecu właśnie. Wracając do posiłku, Quebecois jadają Tourtiere czyli mięsny placek, oraz Yule log mający kształt "drewnianego kloca" (TO JEST CYTAT).
Tutaj dzieci wierzą w św. Mikołaja tak długo jak Brittany z ukochanego serialu poznańskich studentek (Glee!), także nie psujcie im frajdy, może akurat nie mają starszego rodzeństwa/kuzynostwa/rodziców bez serca i nikt do tej pory nie wyjawił im smutnej prawdy. No więc prezenty to nagroda za zjedzenie kloca drewna. Jakby tego było mało, z największymi prezentami czasem czekać trzeba aż do Nowego Roku, kiedy to symbolicznie mają zostać otwarte. W sumie nie wiem czy lepsze jest to czy może wybieranie sobie prezentu samemu, co praktykuję od kilku sezonów. Ach... na smutek pomocny będzie piernik w czekoladzie. Mniam. (tak naprawdę jestem na diecie i twardo wierzę w to, że wcale nie mam na nie ochoty)
(onieonieonie! wpisałam w Google 'czekoladowe pierniki' i nie mogę przestać ich oglądać i marzyć o zjedzeniu ich wszystkich.)


Wspomnieć warto także o ogólnokanadyjskiej tradycji jaką jest wysyłanie do Bostonu drzewka-choinki jako podziękowanie za pomoc jaką to amerykańskie miasto udzieliło stolicy Nowej Szkocji - miastu Halifax po tym, jak u wybrzeży tego drugiego co do wielkości naturalnego portu zderzyły się dwa statki. W wyniku wybuchu pewnych łatwopalnych cieczy zginęło 2 tys. osób, a mnóstwo zostało w taki czy inny sposób ranionych. Ze stolicy Massachusetts wysłano wtedy pomoc medyczną oraz podstawowe produkty potrzebne do przetrwania za co do dziś Kanada odwdzięcza się wysyłając drzewka właśnie. Kochani są...
Nie zapominajmy o tym, że prócz podziału angielski-francuski mamy jeszcze Daleką Północ, gdzie Inuici wykształcili swoją własną kulturę. W okresie świątecznym podróżują oni do wielkiego igloo, które jednoczy wiele różnych plemion i tak odprawiają mszę. Idąc za tym co mówi Internet, wewnątrz igloo znajdują się lampiony okryte skórą foki, a w modlitwie wypowiadają słowa: Mięsa naszego daj nam panie... gdyż nie znają chleba. Nie wiem ile w tym prawdy, bo znam siebie na tyle, że byłabym w stanie wymyślić coś takiego sama i uważać to za niezły żart.
Plany na ten miesiąc, który jakoś trzeba przeżyć objadając się mandarynkami, piernikami, orzechami? Kolędy i Happyland Adventures: X-mas Edition!! Gra, którą zdecydowanie utożsamiam ze świętami jest także symbolem beztroskiego dzieciństwa i pierwszą grą zainstalowaną na pierwszym komputerze, który dostałam pod choinkę. Metaforycznie oczywiście, gdyż monitor był tak wielki, że nawet sekwoja by nie dała rady (hahaha).

Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak pisać list do Gwiazdora (wlkp!), wybrać co jest tegorocznym you, czyli all tego co chcę na święta i zacząć się ubierać, bo znowu spóźnię się na angielski.

wtorek, 15 listopada 2011

be there or be square

Już nie chcę do Kanady, wystarczająco zimno mi tu. Póki co jednak, to Kanada przychodzi do nas i w piątek o godzinie 14:00, w porze zaporowej dla wszystkich posiadaczy jakiegokolwiek życia i obowiązków poza tymi uczelnianymi, nasz Instytut odwiedza Daniel Costello, czyli nie kto inny, a ambasador Kanady w Polsce! Mówić będzie o kanadyjskiej polityce względem Arktyki. Dobry temat na ciężkie czasy pierwszych przymrozków.

sobota, 12 listopada 2011

Lego My Bike Lane

Trochę wieści z kraju i ze świata. I kosmosu.
Na ekrany naszych kin wszedł kilka dni temu film Niebezpieczna metoda szalonego Kanadyjczyka Davida Cronenberga. Kto nie kocha Cronenberga? Chyba tylko ten, kto nie lubi seksu z ofiarami wypadków drogowych. I insektów. I podpinania kabli w odcinek lędźwiowy. I Jeffa Goldbluma zmutowanego z muchą (smacznego). Dobra (?) wiadomość: w nowym filmie nie ma żadnej z tych rzeczy! Jest za to Keira Knightley okładana pasem po nagim tyłku i godnie starzejący się Viggo Mortensen w roli Zygmunta Freuda. Niebezpieczna metoda w ogóle nieco odbiega od typowego dla Cronenberga sposobu opowiadania historii. Tutaj jest pełen realizm, przełom wieków, autentyczne postaci. Permanentne rozprawianie z mroczną stroną ludzkiego umysłu dotarło w końcu do źródeł i wielbiciel tematyki psychotycznej nakręcił film o Karlu Gustawie Jungu. The sequence is full.



Teraz coś ze świata: skandaliczne wydarzenia w Toronto! Choć Kanada jest tak wspaniała i eco-friendly, to i im zdarza się poczynić krok w stronę mroku. Tym razem: zaczęto likwidować część pasów rowerowych na ulicach miasta. Moje total bojówkarskie serduszko aktywisty rowerowego krwawi. Na szczęście kanadyjscy cykliści pod wodzą Urban Repair Squad skrzyknęli się, by zawalczyć o swoje i zwrócić uwagę na problem. Przy pomocy klocków Lego.

Lego My Bike Lane from Tino on Vimeo.

I tak to płynie życie za oceanem. Wracam do cierpiętniczego tworzenia eseju na historię USA (choć mój temat jest taki fajny! Dotyczy NASA. To ta część posta, w której mówię o kosmosie).